poniedziałek, 17 września 2012

Macedońskie noce - porady noclegowe.


NOCLEGI


Otóż, mogłoby się wydawać, w co my także naiwnie uwierzyliśmy, że wyjeżdżając z turystycznej miejscowości do mniej popularnego miasteczka, za wszystko zapłacimy grosze. Mogłoby się wydawać, ale nie powinno! Okazuje się, że tam, gdzie w sklepie czy knajpie możemy zaoszczędzić, zwykle zmuszeni będziemy bardzo przepłacić za nocleg. O ile go w ogóle znajdziemy! W taką pułapkę wpadliśmy 2 razy – najpierw w Bitoli, później we wspomnianym już Prilepie. W obu przypadkach skończyło się dziwacznie. Kiedy łaziliśmy zmęczeni po bitolskich uliczkach i szukaliśmy jakiegoś miejsca do spania, słyszeliśmy cały czas, że wszystko jest już wynajęte. W końcu zdecydowaliśmy się rozdzielić – ja zostałam z plecakami, Rafał poszedł poszukać czegoś dalej. Bez skutku. Gdy znów się spotkaliśmy i zastanawialiśmy się, co dalej robić – pewien pan spytał nas czy nie potrzebujemy pomocy. Potrzebowaliśmy. Skorzystaliśmy więc chętnie z jego dobrej woli i jesteśmy mu bardzo wdzięczni, bo tej burzowej nocy (zmarznięci po wcześniejszej burzy) bardzo nie chcieliśmy spać na dziko. Po obdzwonieniu wszystkich możliwych kontaktów, powiedział, że najtańsza póki co opcja (i jedyna możliwa) to 20 e… Zatkało nas, bo myśleliśmy, że w tym mieście wykpimy się, płacąc góra po 4 e. Nasz budżet nie przewidywał już takich wydatków. Musieliśmy odmówić. Nasz gościnny znajomy, który uprzednio zaprosił nas do baru, nakarmił i napoił, zapłacił nam za pół tego noclegu, tym samym ratując nas przed przewalającymi się po niebie piorunami!  W Prilepie nie udało nam się przespać w ogóle – nie znaleźliśmy NIC. Klienci knajpki powiedzieli nam o czymś, gdzie można spać, ale ceny, które wymienili także były zaporowe. Zdecydowaliśmy zmykać, zwłaszcza, że miasto okazało się mało przyjazne turystom a to ze względu na liczne grupki żebrzących cyganów (?), których dzieci w pewnej chwili uwiesiły się Rafałowi na ramieniu, utrudniając w ogóle poruszanie się. Nie chcieliśmy utknąć tam w nocy, ale jako że był już wieczór, obawialiśmy się też, że idąc na wylotówkę, będziemy musieli przedrzeć się przez slumsy. W rezultacie dojechaliśmy na koniec miasta taksówką za 100 denarów (1 km – 25 den) i przespaliśmy się przy jakiejś wiosce. Nawiasem dodam, że dotarcie tam także nie było zbyt proste, bo kiedy w końcu znaleźliśmy kogoś, kto włada angielskim nie bardzo chciał zrozumieć czego od niego chcemy. Myślę nawet, że ostatecznie był trochę przestraszony, wioząć nas w nocy na przedmieścia. Zwłaszcza, że kiedy z ulgą oznajmił, że w TYM miejscu miasto się kończy – Rafał stwierdził, żeby zawiózł nas jeszcze z kilometr dalej donikąd. Jak już w końcu uznaliśmy, że miejsce nam odpowiada i że może się zatrzymać – kazał nam nie szukać końcówki kwoty :D.

Reasumując, w mniejszych miejscowościach w Macedonii, trudno jest z legalnym noclegiem. Albo rozbijasz się na dziko w lasku w środku miasta, albo pod miastem, albo nie śpisz wcale, albo przepłacasz nieziemsko. Niestety infrastruktura turystyczna nie jest jeszcze tak rozwinięta, jak byśmy tego chcieli.


W Skopje nie ma z tym problemu. My spaliśmy w bardzo przyjemnym City Hostel za 7 e za osobę. Znajduje się on przy ul. Tome Arsovski i jest obecnie chyba najtańszym możliwym miejscem dla przyjezdnych. Prowadzi go bardzo przyjazny gospodarz, który wieczorami przesiaduje w ogródku razem ze swoimi gośćmi, daje im dobre rady i wskazówki i prowadzi długie, ciekawe dyskusje. Mieliśmy przyjemność w nich uczestniczyć, popijając przy tym powitalną rakiję J. W cenę noclegu wliczone są śniadania (szwedzki stół: jajka na twardo, chleb, mleko, płatki, dżem, kawa, herbata).

Pokój w City Hostel.

W Ochrydzie jest cała masa miejsc noclegowych, zarówno w ścisłym centrum i na starówce, jak i w okolicach dworca. Są też hostele, ale są droższe. Nie ma problemu ze znalezieniem pokoju – bez względu na to, czy staniemy z plecakiem na środku deptaku czy będziemy szli drogą z dworca – ktoś zaraz nas zgarnie. Na drogach wlotowych do miasta także zobaczyć można całe mnóstwo osób z kartkami: „Rooms”. W zależności od lokalizacji ceny powinny wahać się w granicach 5-7 e (chyba, że szukamy czegoś „super”). My dwa razy spaliśmy w różnych miejscach, raz na starym mieście, raz 10 min od niego – za każdym razem płaciliśmy po 6 euro. W prywatnych pokojach standard jest różny, ale każdy może wybrać coś dla siebie. Zawsze warto się targować, bo konkurencja jest ogromna, więc gospodarz na pewno będzie walczył o klientów i tak łatwo ich nie wypuści. Należy też uważać na opłaty dodatkowe, takie jak „tourist tax” (czyli taka opłata klimatyczna), niewymieniane zazwyczaj przy pierwszej reklamie niskiej ceny. Nie dajmy się na to nabrać, bo z łatwością można wymóc na właścicielu rezygnację z dodatkowych zysków (w końcu – zawsze możemy pójść „poszukać czegoś innego…”).

Nasz "bezcenny" apartament w Ochrydzie, który mimo zapewnień, że normalnie udostępnia go za 40 e (taa, jasne), właścicielka wynajęła nam za 12 e do podziału na 2 osoby. ;)

Czy nocowanie "na dziko" w Macedonii jest bezpieczne?

Tak jak wszędzie – jeśli nie rozbijamy się z namiotem w środku miasta, w okolicach slumsów czy podejrzanego towarzystwa i robimy to z głową, szukając spokojnego miejsca (zwłaszcza jeśli nikt nas nie widzi) – jest bezpieczne. Nie spotkaliśmy się w ogóle z żadnymi przejawami agresji czy złej woli, nikt nas nigdy nie napadł (ani nie próbował) i każdy miło reagował widząc nas rano, zwijających namiot. Generalnie więc (choć gwarancji nigdy nie ma) – jest jak wszędzie – jeśli uważamy – raczej nic nam się nie stanie.

Nasz pierwszy nocleg w Macedonii. 40 km przed Skopje, na polu tuż przy autostradzie :).


NOCLEG MIESIĄCA – KANION MATKA.




Mało kto o tym wie, bo informacje w Internecie są na ten temat skromne, że tuż pod Skopje, w osławionym z racji swego piękna Kanionie Matka, backpacker może przespać się za darmo w niezapomnianej scenerii. Przełęcz z widokiem na jezioro (i knajpko-hotel) w dole, na góry – w górze ;p i na cerkiew św. Nikolai – obok. Jak nam wiadomo od wspominanego wcześniej informatora Bogusia – można tam dostać dach nad głową i łóżko. Kiedy my tam przybyliśmy, wszystko było wprawdzie zamknięte na kłódki i ludzi ani śladu (więc i o łóżkach należało zapomnieć), ale nocleg i tak był fantastyczny. Obok kościółka są dwa domki, ogródek, który w podzięce dla Matki Natury solidnie podlaliśmy, dwie wiaty i murowany WC. Teren jest ogrodzony i prowadzą do niego 3 bramki (choć w zasadzie jedna prowadzi na wątpliwą drogę na skały, więc nie wiem, czy wiele osób z niej korzysta ;p). Na środku jest źródełko z pitną wodą, w dodatku z racji temperatur jest dość ciepła, więc można zrobić sobie prysznic (sprawdzane na własnej skórze ;) ). Toaleta i wiaty zaopatrzone są w elektryczność, można więc zapalić światło i nawet naładować telefon – trzeba tylko przekręcić włącznik, żeby puścić prąd (no i nie zapomnieć o wyłączeniu wszystkiego, kiedy będziemy odchodzić). Podłoże jest równe, można więc spokojnie rozłożyć namiot, lub same karimaty i spać spokojnie. Chyba, że kogoś niepokoją szmery i szelesty powodowane przez małe zwierzątka, przemykające nocą tu i ówdzie – wtedy lepiej jednak spać w namiocie – trochę chroni, ale przede wszystkim tłumi hałasy ;). Do późna słychać klimatyczny jazzik dobiegający z dołu, a widok w nocy i o poranku jest po prostu nieziemski.
Jeszcze jedno - podobno należy uważać na żmije, ale my żadnej nie widzieliśmy ;).

Tak wyglądał nasz nocleg - spaliśmy w tej wiacie po prawej :). 

Okolice cerkwi.
Podlewamy papryczki :). 

Teraz UWAGA - nocleg przy cerkwi jest bezpieczny, po pierwsze dlatego, że jest dość wysoko, więc małe są szanse, że ktoś przyjdzie do strudzonych "nic-nie-mających plecakowiczków" a po drugie dlatego, że mamy szanse trafić na dzień, kiedy w zabudowaniach ktoś będzie przebywał.
Nasz gospodarz w hostelu w Skopje ostrzegał nas jednak przed nocowaniem na dole kanionu i kategorycznie zabraniał nam biwakować na jego początku (tam, gdzie jest tak dużo samochodów i cała masa turystów). Uzasadniał, że z powodu bliskości wioski, wieczorami może być nieprzyjemnie, jako że kręci się tam sporo podejrzanych osób (nie-Macedończyków). Nie wiem - nie chcieliśmy tego sprawdzać. Przekazuję, co usłyszałam.



Jak się tam dostać?

Kanion Matka
Ze Skopje jedziemy do Kanionu Matka autobusem nr 60 (odjeżdżają z dworca co ok. 1,5 godz.). Kupujemy bilet za 35 denarów i wysiadamy na ostatnim przystanku. Idziemy (ok. 20 min.) asfaltową drogą pod górę, mijamy tamę i docieramy do wcześniej wspominanej restauracyjki i cerkwi św. Andrzeja. Tam, w przystani prosimy o przeprawienie nas na drugą stronę jeziora – kosztuje to 60 denarów (1 e) i w cenę wliczony jest rejs z powrotem (wystarczy potem zawołać, albo uderzyć w gong). Potem wspinamy się pod górę. Trasa nie jest długa, ale dłuży się w zależności od ciężkości plecaka i temperatury. My wchodziliśmy jakieś 30-40 min (przy czym schodzenie z plecakiem jest dużo bardziej destrukcyjne dla stawów kolanowych i nawet kije trekkingowie nie są w stanie temu zapobiec). Tyle. J Pamiętajcie jednak, żeby pozostawić to miejsce w takim stanie, w jakim je zostawiliście. Śmieci zabieramy ze sobą, wyłączamy elektryczność i nie niszczymy tego, co tam jest. W końcu po nas przyjdą tam inni. 

8 komentarzy:

  1. Wypas - jak zwykle bardzo fajnie!

    Wik

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko przejeżdżałam przez Macedonię, ale zdecydowanie chce się tam wybrać.Teraz jeszcze chętniej:)

    OdpowiedzUsuń
  3. myślicie, że ten nocleg nadal tam jest aktualny?

    OdpowiedzUsuń
  4. super z glowa napisany teks. cala masa najwazniejszych informacji. Dziękujemy!
    Roch i Magda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Mam nadzieję, że się przydadzą :).

      Usuń
  5. Hej a nocleg w tamtej okolicy dla motocyklisty z plecaczkiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tamtej okolicy, czyli gdzie? W Kanionie Matka? Generalnie tak, o ile zostawisz motor na dole i wespniesz się na górę ;-). Myśmy się wtarabaniali z kilkunastokilowymi plecakami, także wszystko jest do zrobienia.

      Przestrzegano nas jednak, że na dole mogą być węże.

      Usuń