poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Czym urzeka Macedonia, czyli o słowiańskiej gościnności.



Witam Was serdecznie po tak długiej nieobecności! Kilka dni temu wróciłam z podróży po Macedonii (wzbogaconej o krótkie odwiedziny greckiego morza na Halkidiki i serbskiej stolicy – Belgradu) i dzisiejszą notatkę zamierzam poświęcić tej właśnie wyprawie. Zapraszam!

Na początek: skąd pomysł wyjazdu do Macedonii?

Angelika i Rafał.

Otóż, powody są 3. Po pierwsze – staramy się wybierać kraje i zakątki świata nieco mniej popularne i rzadziej odwiedzane przez ludzi, bo:
a) lubimy odkrywać,
b) nie przepadamy za hałaśliwymi tłumami turystów.
Po drugie – po ostatnich wyprawach do Skandynawii i (ciągle droższej od Polski Słowenii) chcieliśmy wybrać się do nieco tańszego kraju i za nasz standardowy budżet żyć nieco mniej survivalowo i nie robić wielkiego święta z kupienia sobie butelki coca-coli. Wiedzieliśmy już wtedy, że obierzemy kierunek południowy i udamy się na Bałkany. Nie byliśmy jeszcze tylko zdecydowani co do konkretnego miejsca. No i wtedy z pomocą przyszedł nasz znajomy, Boguś, który gorąco zarekomendował nam Macedonię. Klamka zapadła i 3 powód przypieczętował decyzję. Wyboru nie żałujemy! J


Kanion Matka.

Kanion Matka.

Cerkiew św. Nikolai, Kanion Matka.

Nocleg w Kanionie Matka, przy cerkwi św. Nikolai.

        Macedonia to niewielki kraj, położony na południe od Serbii i na północ od Grecji (choć ta konsekwentnie upiera się, że coś takiego, jak państwo macedońskie nie istnieje i należy je nazywać F.Y.R.O.M, zaś sama nazwa „Macedonia” przypisana jest północnej prowincji Grecji). Nie leży ona nad żadnym morzem i pewnie z tego względu nie jest zbyt popularnym celem wakacyjnych wojaży. Ciężko też znaleźć na jej temat obszerne informacje po polsku w Internecie (w rezultacie większość moich wydrukowanych karteczek zapisana jest po angielsku). Kraj ma jednak wiele atutów. Gdzie okiem sięgnąć – górzyste malownicze krajobrazy, zielone zalesione pagórki, skaliste szare szczyty i żółtawe, piaszczyste, afrykańskie niemal wzgórza. Poza tym, 2 ogromne jeziora Ohrydzkie i Prespanskie, umiejscowione na południu kraju, w sąsiedztwie masywów górskich i Parków Narodowych Galicica i Pelister. Oba ciepłe i bajecznie piękne, choć to Ohrydzkie przyciąga pływaków swoją przezroczystością i daje możliwość obserwowania dna przez krystaliczną wodę. Stolica, Skopje, choć dopiero się odbudowuje, magnetyzuje swoją wielokulturowością i kolorytem, przyciąga zarówno na nowoczesne europejskie deptaki, jak i na klimatyczne uliczki Starej Czarsziji. Do tego wysokie temperatury, dzięki którym można wreszcie się wygrzać po tylu miesiącach zimnego żywota w Polsce (zwłaszcza na Mazurach, gdzie tym razem zupełnie nas oszukano, serwując lato pod hasłem 17 stopni C.). Jak dla mnie – raj, zwłaszcza, że morze w razie potrzeby też jest niedaleko i można sobie pozwolić na 150-km przejażdżkę nad greckie wybrzeże (ot tak, żeby zaliczyć M. Egejskie). Raj okazał się zresztą jeszcze bardziej rajski, niżby się można było spodziewać, a to za sprawą pewnego istotnego czynnika – ludzi. Gospodarze oczarowali nas i zdobyli nasze serca w mgnieniu oka. W jednej chwili zawładnęli naszymi duszami i uczynili z nas swoich przyjaciół i fanów ich ojczyzny. Urzekli nas swoją uczynnością, gościnnością i życzliwością, pogodą ducha i nastawieniem do życia. Jeśli chcecie spotkać najprzyjaźniejszych ludzi pod słońcem – odwiedźcie Macedonię! Dodam tylko, że aby poznać mentalność owych ludzi, należy odjechać nieco dalej od głównych atrakcji regionu (choć kraj nie jest zbyt popularny w ogóle, to ma przecież miejsca stricte turystyczne) – spędzając cały urlop w Ohrydzie czy Skopje możemy nie poczuć macedońskiego ducha.  Podróżowanie autostopem, choć w 40 stopniach C. może być (i jest!) niezmiernie wyczerpujące, przynosi nam w tym miejscu wiele pożytku. 

Kto ma ochotę na melona? :D Skopje.
            Poznajemy ludzi i to jest w tym wszystkim najwspanialsze. Gawędzimy trochę po angielsku, ale głównie po polsku, bo przecież nasza mowa w istocie jest niezmiernie podobna (co z kolei niesamowicie raduje naszych rozmówców), dowiadujemy się trochę lokalnych ciekawostek i… niejednokrotnie zostajemy czymś poczęstowani lub zaproszeni na poczęstunek (sytuacja rzadko spotykana na zachodzie a przecież tak wspaniała dla strudzonego wędrowca). Radosny styl bycia Macedończyków skłania nas do korzystania z tych propozycji, bo wiemy, że wychodzą z dobroci serca i sprawiają wielką uciechę nie tylko nam, ale także Im. Jest wspaniale i czujemy się, jak we własnym domu, do czego zresztą bardzo nas zachęcają… 


               Wychodzimy z meczetu w Skopje, mężczyzna wyjmuje z siatki 2 brzoskwinie i podaje nam z uśmiechem, wskazując drogę do Bit Bazaru. Innym razem, kiedy stoimy przy wiejskiej drodze, łapiąc stopa, najpierw mija nas, skręcając w pole, ciągnik, a kilka minut później jadący nim młody chłopak wraca do nas, niosąc nam worek pełen nektarynek. Kiedy pierwszego dnia, spaleni słońcem łapiemy wreszcie samochód do stolicy, dziewczyna oddaje nam swoją schłodzoną butelkę wody i idzie sobie kupić drugą, zaś kelner w knajpce w Bitoli, kiedy widzi nasze plecaki, ucina sobie z nami pogawędkę i proponuje postawienie nam czegoś do picia. Rolnik jadący ciągnikiem po polu, gdy widzi, że właśnie na siąsiednim zwijamy namiot i pakujemy plecaki, macha do nas ręką, a rolnik prowadzący stado krów pyta „jak się macie?”.

               Szczególną ciekawostką w tym miejscu będzie nasza specyficzna podróż z Bitoli do Ochrydy (ok. 70 km) wraz z Buddym i Aleksandrem. Otóż, mimo krótkiego dystansu, nie udało nam się dotrzeć do celu jednego dnia. W połowie drogi ci wspaniali ludzie zaproponowali nam kawę lub piwo a po tym, jak się zgodziliśmy, zabrali nas do miejscowości Pretor (położonej nad jez. Prespanskim). Spędziliśmy tam jakieś 1,5 godziny w knajpce, miło gawędząc i rozglądając się po okolicy. Kiedy po tym czasie wsiedliśmy ponownie do ich Łady, żeby wrócić na właściwą drogę (wcześniej zjechaliśmy z niej w bok) i pojechaliśmy może z 50 m, pojawili się ich znajomi. Euforycznie zareagowali na fakt, że pochodzimy z Polski i spytali, czy mamy może jeszcze chwilkę na „jedno piwo”. Mieliśmy. Tym razem udaliśmy się do miejscowej, hmm, jakby to nazwać – „knajpki dla tutejszych”, czyli budki z piwem i szybkim żarciem otoczonej kilkoma krzesełkami i stolikami. W ciągu kilku chwil nasze „jedno piwo” przerodziło się w bałkańską imprezę na 7 osób, z kilkoma kolejkami alkoholu, przystawkami, przyśpiewkami i pogaduszkami. Trwało to chyba ze 2 godziny. Postanowiliśmy zostać do rana. Mało tego, nocleg też dostaliśmy, a to za sprawą Aleksandra, który wprosił nas do swojego innego przyjaciela, u którego rozbiliśmy się z namiotem w ogródku, ponownie napiliśmy się i najedliśmy, spędzając kolejne godziny przy stole.  Dopiero następnego dnia ruszyliśmy dalej. 


           To tylko niektóre z przykładów gościnności macedońskiej, zapewniam, że było ich więcej i za wszystkie jesteśmy bardzo wdzięczni. Gdyby nie takie sympatyczne gesty nasza podróż z pewnością byłaby uboższa o wspaniałe wspomnienia. Dziękujemy wszystkim, którzy swoim wsparciem pomogli nam w podróży. 




             A Wy? Jakie macie wspomnienia z gościnnością w odwiedzanych przez Was krajach?

Skopijska Czarszija.


Skopje.

Skopje, meczet.

Skopje.
Jez. Prespansko.


Ochryda.

Malownicza nocna Ochryda.



PS

O tym, co zobaczyć w Macedonii, gdzie warto zajrzeć, co omijać i na co uważać napiszę jeszcze w tym tygodniu (napisałabym już teraz, ale przecież te notki nie mogą ciągnąć się kilometrami :P ) – zapraszam już teraz. Jeśli macie jakieś konkretne pytania do tego tematu – podajcie je w komentarzach – w miarę możliwości postaram się udzielić jak najrzetelniejszych odpowiedzi.