Od razu powiem wprost: to nie jest Disneyland.
Choć, jak Disneyland wygląda.
Jeszcze przed wyjazdem, kiedy szukałam informacji o Portugalii, znalazłam w sieci taką oto opinię: "Jeśli zastanawiacie się, co powinniście zwiedzić w Lizbonie, to odpowiedz jest prosta - Sintrę". I jest w tym trochę prawdy, choć przekornej. ...bo sama Sintra, to nie zabytek, ale miejscowość położona o godzinę drogi kolejką podmiejską od stolicy. Miejscowośc zresztą faktycznie nie do ominięcia, stanowiącą tak zwany gwózdz programu podczas wycieczek na południe kraju.
Niesamowitość tego miejsca polega na zgromadzeniu na niedużej przestrzeni aż pięciu zamków/ pałaców, z których każdy stanowi indywiduum i atrakcję sam w sobie. Żeby je zwiedzić, nie wystarczy jeden dzień. Ba, nie wystraczą nawet dwa. Jeśli ktoś ceni sobie spokój ducha i lubi cieszyć się pięknem, przeszukiwać zakamarki i posiedzieć sobie czasem w zacisznym miejscu, kontemplując otoczenie, musi brać pod uwagę 3 całodzienne wycieczki po okolicy. Wspomnę tylko, że podobnie, jak czasu, eksplorowanie okolicy wymaga też pieniędzy. Sporych. Dlatego my zdecydowałyśmy się na całodzienne wizyty w dwóch spośród pięciu pałaców, wybranych na podstawie opisów i fotografii w przewodniku w punkcie informacji turystycznej.
Pierwszego dnia padło na Palace da Pena.
Po długiej i mozolnej wycieczce pod (niewielką, ale jednak) górę, asfaltową, niezbyt przyjemną nawierzchnią dotarłyśmy do bramek biletowych. Żeby nie było, że przechadzka upłynęła nam tak szybko, jak Wam mignęło pierwsze zdanie tego akapitu, podkreślę tylko, że upał, mała buteleczka wody, nieplanowanie tarabanienia się pod górę, mijające nas samochody i autobusy (na które wcale nie tak drogo można było kupić bilet!) i ludzie, którzy w połowie trasy poinformowali mijającą ich turystkę, że do końca pozostało jeszcze około godziny - nie sprzyjały nastrojom. No i droga... wspominałam może kiedyś, że niespecjalnie cenie sobie ścieżki leśne przypominające szlak do Morskiego Oka? No właśnie...
Po długiej i mozolnej wycieczce pod (niewielką, ale jednak) górę, asfaltową, niezbyt przyjemną nawierzchnią dotarłyśmy do bramek biletowych. Żeby nie było, że przechadzka upłynęła nam tak szybko, jak Wam mignęło pierwsze zdanie tego akapitu, podkreślę tylko, że upał, mała buteleczka wody, nieplanowanie tarabanienia się pod górę, mijające nas samochody i autobusy (na które wcale nie tak drogo można było kupić bilet!) i ludzie, którzy w połowie trasy poinformowali mijającą ich turystkę, że do końca pozostało jeszcze około godziny - nie sprzyjały nastrojom. No i droga... wspominałam może kiedyś, że niespecjalnie cenie sobie ścieżki leśne przypominające szlak do Morskiego Oka? No właśnie...
Oczywiście bramki, to jeszcze nie koniec wędrówki. Dopiero tam, niezbyt entuzjastycznie nastawiony do świata pan ochroniarz podziurawił nam bilety i puścił do przodu, w górę. Ale przynajmniej jezdnia zmieniła się w leśny trakt i zrobiło się przyjemniej. Woda do picia się prawie skończyła, ale drzewa przyjemnie szumiały, ptaszki ćwierkały, było ciepło, ale powiewał wiatr i w cieniu szło się całkiem wygodnie. Jednym słowem - sielanka.
Pół godziny marszu zawiodło nas do kolejnej bramki biletowej i pozwoliło wejść na dziedziniec. Zdyszane i zmachane zrobiłyśmy krótką przerwę na zdjęcia i oto, co udało nam się uchwycić:
Kilka zdań o samej budowli:
Pałac powstał w miejscu dawnego klasztoru hieronimitów, wybudowanego jeszcze za czasów króla Manuela I w 1511 roku. W 1838 r. Ferdynand I zajął niezamieszkany już od 4 lat kompleks budynków i rozpoczął jego odnowę. Część pomieszczeń została przebudowana, część odrestaurowano. W połowie XIX wieku powstało też nowe skrzydło pałacu, zwane Nowym Pałacem.
Podczas rekonstruowania siedziby, władca Portugalii bez dwóch zdań inspirował się założeniami sztuki i architektury romantycznej (wszak to i ta epoka, i nurt zacny ;) ). Dziś, jego dzieło, dumnie widniejąc na liście UNESCO, stanowi jeden ze sztandarowych przykładów zabytków architektonicznych epoki. Jak podaje strona oficjalna, inspiracje dla twórcy stanowić mogły zamki niemieckie: nadreńskie Stolzenfels i Rheinstein oraz Babelsberg z Poczdamu. Podobne?
zródło: http://www.mapio.cz/o/212186/ |
zródło: http://www.uli-franke.de/wp-content/uploads/2014/07/20140622_144833-Burg-Rheinstein.jpg |
zródło: http://www.potsdam-park-sanssouci.de/daten/img/s-b.jpg |
GDZIE? CO? I JAK?
DOJAZD
Dojechać najłatwiej pociągiem z Lizbony. Odjazdy regularnie co godzinę z samego centrum, stacja ROSSIO, przy placu Rossio. Jest to ten wielki biały budynek z zegarem na górze i łukowato ozdobionymi drzwiami (UWAGA: nie dajcie się zwieść i nie szukajcie dworca w okolicy stacji metra o tej samej nazwie, bo może się okazać, że te kilka minut spóznienia zmusi was do czekania na kolejny pociąg ;) Metro, choc nazwa wskazuje inaczej, zatrzymuje się przy sąsiednim placu).
Pierwszy pociąg startuje o 6.01, ostatni o 1.01. Kursują co godzinę a czas podróży to 40 minut. Można też zdecydować się na jazdę z przesiadką, od 6.31 dokładnie co godzinę. Zmienić pojazdy należy w miejscowości Benfica. Czas jazdy to wówczas 55 minut.
Bilet kosztuje około 2 euro.
Zweryfikować informacje i zarezerwować bilety można tu:
(ale można też zrobić to na dworcu w kasie).
Pamiętajcie, żeby przybyć przynajmniej 10 minut przed odjazdem, bo inaczej możecie nie znalezć sobie miejsca do siedzenia (zwłaszcza w turystycznym okresie).
DOJŚCIE
Na miejscu można się przespacerować (jak się jest przygotowanym, to wcale nie taka zła opcja), albo wybrac wyjście wygodniejsze i kupić dzienny bilet na specjalny autobus, który kursuje w tę i z powrotem między pałacem a centrum Sintry. Koszt to 5 euro, ale można korzystać ile wlezie. Odjazdy zaraz spod dworca (tam też można zorganizować sobie mapkę z zaznaczoną resztą przystanków).
BILETY
Dorosły ok. 11 euro
Dziecko do lat 5 - za darmo
Młodzież do lat 18 - 9 euro.
Ceny mogą się różnić w zależności od okresu turystycznego a także od tego, czy kupujemy bilety łączone na jeszcze inne atrakcje.
Wszystko dokładnie sprawdzić można tu: