Na Skye jest pięknie. Jest też cicho. Niesamowicie cicho.
I pusto.
Dziewiczo, można by powiedzieć. Zupełnie, jakby nie tknęła tego ręka ludzka, ani niczyja noga tu wcześniej nie postała. No, może niezupełnie niczyja, ale przynajmniej nie było ich zbyt wiele. Albo przynajmniej tylko nogi, ręce nie.
Cisza. Zupełna, niezmącona niczym cisza. Wystarczy wciągnąć głęboko powietrze w płuca i... żyć. Patrzeć. Podziwiać i chłonąć. Chłonąć ciszę. I spokój. Zapach słonego powietrza, szum wiatru, kołysanie traw, krążące na wybrzeżu mewy... Nie ma nic poza tym, że się jest. I że wreszcie można dotrzeć do samego siebie. W głąb duszy.
Kto raz zobaczył krajobrazy północnej Szkocji, nie mógł się nie zakochać.
Wracam tam po 10 przeszło latach i czuję tę samą ekscytację. To samo onieśmielenie bezmiarem przyrody i ten sam podziw, że to wszystko istnieje naprawdę. Entuzjazm mój jest tym większy, że miejsce, które wybrałam na ten krótki urlop olśniewa także R. Z przyjemnością obserwuję jego zdziwioną twarz i słucham deklaracji o znalezieniu wreszcie najbardziej idealnego miejsca dla siebie. R. rzadko się tak ekscytuje.
Mówiłam - obok Skye nie da się przejść obojętnie.
Im dalej na północ, tym spokojniej. Z czasem zostawiamy w tyle większość innych kierowców. Droga jest niemal tylko dla nas. Niemal, bo przyszło nam ją dzielić z... owcami. Te zresztą niewiele sobie robiły z obecności na jezdni jakichkolwiek innych obiektów, niż one same. Niespecjalnie spieszyło im się z odskakiwaniem na bok. Znudzone żuły trawę i plątały się wokół samochodu.
Atmosfera udzieliła się i nam. Zrobiło się leniwie. Wokół tylko góry, owca, trawa, owca, sporadycznie kawałek klifu, owca, włochate krowy, owca... Niby nic specjalnego, a jednak...
Z relaksacyjnego transu coś nas jednak wytrąca. Krajobraz, co prawda, się nie zmienia, ale zmieniają się drogi. Im bliżej bieguna, tym stają się węższe. Węższe do tego stopnia, że w końcu mamy do dyspozycji tylko jeden pas. Jeden dla obu kierunków ruchu. WSPÓLNY!!
Ale! Nie ma strachu! Co kilkadziesiąt metrów, jak zauważamy, istnieją bowiem specjalne zatoczki, w których możemy wyminąć się z nadjeżdżającym z naprzeciwka kierowcą. Kto musi ustąpić pierwszeństwa to już zależy od tego, kto ma bliżej do zjazdu - wtedy w miarę potrzeby należy do niego dojechać, albo cofnąć się. Ot, taka tam zupełna normalność. Kto by w ogóle zwracał uwagę ;-) Na szczęście na górskich drogach dalekiej północy piratów drogowych raczej nie ma, a ludzie się grzeczni i przyjaźni, więc i na drodze ustępują pierwszeństwa.
"Pędzimy więc" dalej wąskimi ścieżkami, co i rusz przekraczając kolejne "progi zwalniające", którymi z kolei są bramy pomiędzy pastwiskami. Tak! Na północy Skye trasa wiedzie bowiem przez prywatne tereny. Na których... cóż za niespodzianka! Wypasane są krowy i owce.
Sama nazwa: Isle of Skye, czy jak zwykli ją określać jej mieszkańcy: An t-Eilean Sgitheanach, oznacza mniej więcej tyle co "zachmurzona wyspa". I rzeczywiście, niewiele się zmieniło w odniesieniu do dawnych czasów, w których miano to zostało jej nadane. Po dziś dzień pogoda w tej części świata jest zmienna, raczej wietrzna i deszczowa. Bardziej nawet niż na południu Szkocji. Mgły, przewalające się po niebie gęste, ołowiane chmury, mżawka i chłód to chyba najczęściej występujące tu czynniki pogodowe. Czasem co prawda wychodzi tu słońce, ba, zdarza się nawet, że można zdjąć nadmiar swetrów i kurtek, ale jadąc tu na wakacje nie należy się spodziewać plażowej pogody.
Niemniej - warto tu być. Choć raz. Wydaje mi się, że wszystko to podkreśla tylko niesamowitość i
piękno tego miejsca, nadając mu nieco melancholijnego wyglądu.
Spiętrzone chmury nad niekończącymi się wrzosowiskami i okalającymi je
szczytami gór idealnie ze sobą współgrają i wprawiają człowieka w jakąś
taką... zadumę. Jeśli szukać miejsca, w które można uciec od zgiełku i
problemów, w którym można usiąść w ciszy na kamieniu i zapatrzeć się w
przestrzeń, żeby myśleć... to tylko tam. Tylko tam, pośród wrzosów, gór i
ciszy. A że czasem popada... Kto by się przejmował, kiedy wokół tyle Świata.
* * *
Na koniec jeszcze garść zdjęć.
Słynna Kilt Rock. |
Piękne tereny, można poczuć wolność - tak myślę : ) to samo czułam w Irlandii : )
OdpowiedzUsuńbosh jak piknie
OdpowiedzUsuńW Krakowie też pięknie :P Jak smog nie zasłania :P
UsuńPo raz kolejny tu przychodzę by oglądać Twoje cudne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńJejku, jakie to piękne! Zdjęcia przedstawiają dokładnie to, co opisałaś: spokój i ciszę.
OdpowiedzUsuńO matko, zakochałam się :)
Ja też, 10 lat temu, dlatego wróciłam :)
UsuńWoda, zieleń, przestrzeń... natura - wolność - życie. Piękne, pozdrawiam zala ;)
OdpowiedzUsuńnie byłam niestety w Szkocji, a zawsze strasznie chciałam zobaczyć te włochate krowy :D :D są czadowe. kiedyś się tam wybiorę, tym bardziej po Twoim wpisie ;) odkąd śledzę Twojego bloga, udało mi się już 'zaliczyć' parę miejsc, o których pisałaś ;)
OdpowiedzUsuńHaha, Szkocja jest obowiązkowa dla Ciebie w takim razie !:) Niebanalna na wakacje, piękna i w ogole... ale trzeba się przygotować na zimno :P
UsuńZawsze marzyła mi się Szkocja...i marzy nadal. Najbardziej właśnie taka dzika, zielona i wyludniona. Dziewicze krajobrazy mają w sobie piękno i magię...
OdpowiedzUsuńJa tam chcę, natychmiast! Ale Wam tam dobrze było, tacy piękni i szczęśliwi! Zazdraszczam :) :) I dodaję do obserwowanych, w tej mojej zazdrości, a coby sobie wracać do tych miejsc i zazdrościć dalej. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń