poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Erawan National Park. Gdzie spać?

Kiedy wysiedliśmy za bramą Parku Narodowego Erawan, zorientowałam sie, ze dzień wczesniej podjęliśmy madrą decyzję. Nie mielibyśmy gdzie przenocować i bylibyśmy zmuszeni koczować całą noc, gdzieś pod daszkiem na czyimś tarasie, albo na którejś z ławek. Nie mowię, ze tego nigdy wcześniej nie robiliśmy, ale w dżungli to jakoś trochę inaczej.

Gdybyśmy przyjechali wczoraj, bylibyśmy jedynymi podrożnymi, w dodatku zostawionymi jakieś 2 kilometry niżej, w tej tyci-tyci maleńkiej wioseczce, w której parkuje na noc lokalny autobus. W ciemności mogłoby być strasznie i nieprzyjemnie. Piąć sie pod górę, z ciężkimi plecakami, bez nadziei na cos do zjedzenia (a wlasciwie z nadzieją ale taką, która szybko miałaby zostać rozwiana, bo o 18:00 wszystkie budki z jedzeniem zostają zamknięte na głucho), przy tajemniczych dzwiękach puszczy i być może jeszcze w towarzystwie małp, to jakoś tak… mało zachecająco. Dobrze, ze poczekaliśmy.

* * *

Kiedy wraz z porannym tłumem podróżnych wytoczyliśmy się z dusznego busa do niemal równie dusznego świata, mimo, że byliśmy drudzy w kolejce, dowiedzieliśmy się, ze NIE MA już dla nas miejsc.

Co prawda, poza weekendem jest mniejszy ruch (dlatego też ceny sa promocyjnie zmniejszone nawet o 1/3)  a tak prawdę mówiąc, to jestesmy poza sezonem, wiec w ogóle powinno byc cicho i pusto, ale to nie zmienia faktu, ze miejsc NIE MA. Nie dla dwóch osob. Co innego,  na przykład dla czterech…

Z uporem patrzyliśmy to na otwarty folder, który pani recepcjonistka rozlozyla przed nami, to na nią. Jakby łudząc się, że jeśli zagramy na zwłokę, to wyjście znajdzie się samo. Albo może... może pani recepcjonistka znajdzie je dla nas? Nie wiem, zlituje się, zaproponuje coś innego, przypomni sobie, że przeoczyła jakiś pokój...

Nic z tych rzeczy bynajmniej. Na pomoc, taką rzetelną, jakiej oczekiwalibyśmy w takiej sytuacji nauczyłam się podczas podróży nie liczyć. Sektory usługowe (zwłaszcza w Azji) nie są w stanie sprostać moim oczekiwaniom, ani znalezć wyjścia z naszych problemów. Wyjście musieliśmy znalezć sami.

Jeszcze raz spojrzałam na ulotkę reklamową ośrodka. Byly tam zdjecia, opisy i rozne warianty cenowe. Koszt noclegu w dwuosobowym bungalowie wynosił 800 bahtów (ok. 80 zł), zaś w czteroosobowym 1200. Biorąc pod uwagę, że jeśli nie przenocujemy w Parku, to będziemy musieli się z niego zwinąć przed 17:00, decyzja nie wydawała się trudna. Różnica cenowa nie była taka znowu ogromna.

- Czy macie dostępne czteroosobowe pokoje? - zapytaliśmy.

Pani w odpowiedzi spojrzała na nas niepewnie, wysilając się w myślach i próbując zlokalizować pozostałe dwie osoby. Wyraz jej twarzy nie wróżył nic dobrego. Wahała się. Jak tu wynająć czteroosobowy pokój dwójce ludzi?

- Mamy. Ale...

- No więc czy moglibyśmy wynająć taki domek?

- Ale... - połączenia w mózgu pani przegrzewały się, rozbiegany wzrok i niepewna mina świadczyły same za siebie. Sytuacja stawała się napięta i niekomfortowa. 
 
- Przepraszamy, czy naprawdę nie ma już domków dla par? - dobiegł nas zza pleców żeński głos.

Obok nas stała droba, ciemnowłosa dziewczyna a zaraz za nią, z bagażami stał jej chłopak. Wyglądali na zmęczonych, kropelki potu perliły się na ich twarzach. Widać było, że są tak samo zdesperowani, jak my.

- No właściwie to nie ma, ale my zastanawiamy się nad wykupieniem czwórki. W końcu i tak nie mamy wyjścia - odparłam i uśmiechęłam się niepewnie. - Może...

- Może chcecie wynająć go z nami? W końcu będą tam dwa duże oddzielne łóżka - zaproponował Rafał z nutką nadziei w głosie.

Zauważyłam błysk w oku i poczułam nić porozumienia. Podpisaliśmy rachunki, zrzuciliśmy się wszyscy razem na zapłatę i zostawiliśmy panią recepcjonistkę uwalniając ją od trudnej decyzji. Wyraznie odetchnęła z ulgą.

My też odetchnęliśmy, bo nie dość, że nie byliśmy zmuszeni płacić za cale lokum sami, to jeszcze okazało się, że w ramach pozaweekendowej obniżki cen, wartość naszego noclegu spadła niemal do ceny dwójki. Zapłaciliśmy 840 bahtów, a w dodatku podzieliliśmy opłatę przez dwa. Nie musieliśmy wracac po południu do Kanchanaburi, ani spać pod gwiazdami. Problem rozwiązał się sam.

Żeby było śmieszniej, kiedy dotarliśmy z ową belgijską parą na miejsce, okazało się, że domek w niczym nie przypomina znanych nam z biwaków i kolonii domków nad polskimi jeziorami, gdzie wszyscy śpią we wspólnych pokojach i siedzą sobie na głowach. Zero wyrzeczeń. Pełen komfort i prywatność. Domek miał dwa oddzielne wejścia, zamykane na dwa oddzielne klucze. W środku, dwa identyczne pokoje, każdy z osobną łazienką. Ogromny taras, wiatraki na sufitach (klimatyzacji w takich miejscach nie należy się spodziewać), stoliki, krzesła i szafy. Jedyne co było wspólne to mała lodóweczka na balkonie.

Jedyne o czym wszyscy pomyśleliśmy po wejściu do środka to: Dlaczego, do diaska, oni tego nie wynajmują jako osobne kwatery?






Cennik (w sezonie podczas weekendów):

Bungalow dla 2 osób: 800
Bungalow dla 4 osób: 1200
Bungalow dla 6 osób: 1800
Bungalow dla 8 osób:  2400

Od poniedziałku do czwartku ceny spadają o ok. 30 procent.

Na miejscu jest też pole namiotowe, wypożyczalnia namiotów, karimat i śpiworów (choć śpiwór polecam zawsze mieć swój).

Za 150 bahtów mogą przespać się w wypożyczonym namiocie 2 osoby, za 225 bht - 3, a za  300 - 4.
Śpiwór to koszt 30 bahtów, karimata - 20, poduszka 10, a lampa - 30.

Na miejscu jest też dostępny parking, zaplecze gastronomiczne no i oczywiście wspólne łazienki i toalety.

Wykaz cen i rozmiarów pokoi możecie znalezć tutaj:
http://www.dnp.go.th/parkreserve/asp/style1/default.asp?npid=107&lg=2

Na tej stronie podano także numer i mail kontaktowy, więc jeśli wolelibyście nie ryzykować (zwłaszcza w sezonie), to chyba warto zabukować sobie wcześniej.

Formularz rezerwacyjny: http://www.dnp.go.th/parkreserve/reservation.asp