piątek, 31 października 2014

Czy kąpaliście się kiedyś w zupie? Jordania - Morze Martwe. Cz. II

Wystarczyło spojrzeć przed siebie, żeby ujrzeć potęgę natury i jej piękno. Przed nami rysował się niecodzienny krajobraz. Nie powiem, żeby był idylliczny, ale na pewno był niesamowity.

Błękit nieba delikatnie zlewał się z turkusową taflą jeziora. Gdzieniegdzie kolor wody przecinały lazurowe smugi, albo srebrzyste odblaski promieni słonecznych na delikatnych falach. Słońce raziło zresztą w oczy jasnym, mocnym światłem, sprawiając, że wszystkie kolory były nieco przymglone. W oddali, przy drugim brzegu dumnie prezentowały się izraelskie żółte i pomarańczowe wzgórza, a pod stopami...

No właśnie. A pod stopami był nie tylko piasek, ale także sól.


Kto pospacerował trochę po okolicy, mógł podziwiać przepięknie formy, jakie natura pozwoliła sobie stworzyć z soli tylko. 

Różnobarwne, wielokształtne, rozmaite... duże, małe, gładkie i kanciaste, zaokrąglone i ostre - różnorodne jednym słowem i nie wiadomo, które piękniejsze. Zobaczcie sami:









A kto zanurzył się w wodzie, wiedział, dlaczego trzeba korzystać z plaży z prysznicem...

Dlaczego? 

Dlatego, że  woda w Morzu Martwym jest cholernie słona. Tak słona, że nawet kiedy słuchamy o tym opowieści, albo czytamy reportaże, nie jesteśmy sobie w stanie tego wyobrazić. I chociaż teoretycznie wiemy, że tak jest, to i tak w zetknięciu się z nią prawdopodobnie przeżyjemy szok. 

Stężenie soli jest tak wielkie, że pływają tu nawet ci, którzy pływać nie umieją... tak, tak... to też wszyscy wiemy. Wyporność wody jest na tyle duża, że płynąc ciężko jest utrzymać nogi pod powierzchnią wody, a tyłek sam wyskakuje do góry, jeśli tylko zdecydujemy się położyć na brzuchu. To również nie nowina. Nie na darmo mówi się, że w Morzu Martwym można czytać gazetę, leżąc na plecach, albo, że nie da się w nim utopić. Owszem... Ale jeśli to miałoby dać mi wskazówki, jaka ta woda jest naprawdę w zetknięciu ze skórą, to niewiele bym z tego wywnioskowała. Tak też i tego nie zrobiłam. 

Przeżyłam więc szok. No, może - zdziwienie. 

Woda była tak słona, że aż gorzka. Jeśli możemy przyrównać ten smak do czegoś, to chyba do pół szklanki wody, w której ktoś próbował rozpuścić 10 łyżeczek soli. Próbował, bo większość nawet by się nie rozpuściła. Tak samo i tutaj - ogromna ilość soli nie rozpuszcza się, a wytrąca w miejscach, gdzie wody jest mało i może szybko parować. Całe dno pokryte jest solą, a raczej z niej zbudowane. Sól tworzy tu warstwy, które odpowiednio przedzielane są warstwami mułu. Idąc, zdarza się, że skruszamy miększe, górne warstwy i zapadamy się po kostki w... chciałoby się powiedzieć: piasku, ale uwierzcie mi, że to nie jest tylko piasek. 

Kawałek soli oderwany z dna. Wyraźnie widać warstwy mułu na dole i na górze.






Woda jest tak słona, że aż śliska. Nie tylko nie pozwala nam się utrzymać pod powierzchnią i wypycha nas do góry, ale też sprawia, że zupełnie inaczej odczuwamy własne ciało. Palce wydają się pokryte czymś śliskim, a kiedy próbujemy dotknąć nimi szyi czy nogi okazuje się, że wszystko jest jakieś takie... gładkie, nienaturalne, tłuste. Czy może raczej, mówiąc ładniej, naoliwione. 

Woda jest tak słona, że aż... piecze. Piecze wszędzie tam, gdzie skóra jest delikatniejsza, wrażliwsza, albo podrażniona. Nie owijając w bawełnę, wszystkie miejsca intymne narażone są na szczególnie nieprzyjemne doznania. No i niech was ma w opiece los, jeśli gdziekolwiek macie skaleczenia, wchodząc w odmęty tego zbiornika. Wystarczy powiedzieć, że małe obtarcie od sandała piekło niemożliwie i przestać nie chciało, zaś kropelka wody w oku... Aga mówi, że bolało.

Odnosząc się do powyższego - w wodzie tej nie da się kąpać dłużej niż kilkanaście minut. Inaczej ciało drętwieje i mamy wrażenie, że pali się kawałek po kawałku. Dlatego fajnie, że jedynie kilkanaście metrów pod górę czeka na nas wybawienie w postaci prysznica.

Ogromny błąd zrobiłby ktoś, kto zamiast na (jako tako, ale jednak) przygotowaną dla turystów plażę, poszedłby pokąpać się "na dziko". O ile jeszcze posiadając samochód i mieszkając nieopodal, dałoby się takie przedsięwzięcie przetrzymać, o tyle w innej sytuacji... Cóż. Powiedzmy sobie, że po TAK słonej kąpieli prysznic się należy!

Po jakimś czasie możemy przecież znów wskoczyć na wodę (bo "do" jest dość trudno).




6 komentarzy:

  1. Aj, moja orwana ojedzona w Petrze stópka... ;)
    Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzeba było mowic, ze boli! :( :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne zdjęcia. Na żywo musi to wyglądać jeszcze lepiej. :)

    Wik

    OdpowiedzUsuń
  4. wow jakie widoki!masakra :)

    OdpowiedzUsuń
  5. tak!! schematy to uproszczenia, a ludzie nie lubią się zastanawiać i komplikować swojego życia ;) bardzo podoba mi się Twoje podejście, zresztą od dawna mnie inspirowałaś - i właśnie zamiast siedzieć i Ci zazdrościć postanowiłam sama się wziąć za jeżdżenie stopem i przeżywam najlepsze przygody ever ;)
    ściskam!!

    OdpowiedzUsuń