niedziela, 3 marca 2013

Hotelowe Indie.



 W Indiach znalezienie pokoju, który zarówno swoją ceną, jak i jakością będzie odpowiadał przeciętnemu Europejczykowi nie stanowi większej trudności. No, chyba, że ktoś takie trudności miewa już niejako z urzędu, bo narodził się z jakże uroczą cechą – nieśmiałością… wtedy faktycznie, można wspomnieć o pewnych komplikacjach, bo już samo poszukiwanie jakiejkolwiek parceli, pytanie, oglądanie i rozprawianie z obcymi ludźmi wydaje się nie lada wyzwaniem. Cóż, nikt nie mówił, że wszystko będzie od ręki. Choć czasem by się chciało.

Wybierać jest w czym, bo hotel zazwyczaj stoi na hotelu. Ich standard jest różny - zazwyczaj jednak nie zachwyca, jeśli oglądamy ośrodki klasy ekonomicznej, jednak cena wynagradza wszystko w dwójnasób. Jeśli ktoś nie ma ogromnych wymagań i nie przeszkadza mu tu i ówdzie zadrapana ściana, ograniczona ilość ciepłej wody, albo nędzny wystrój czy lekko zardzewiały prysznic - nie będzie narzekał. Jeśli jednak ktoś liczy na europejskie warunki - lepiej rozejrzeć się za czymś w europejskich cenach. W Indiach można tanio zjeść i spać, ale na azjatycki sposób. Jeśli więc nieswojo czujemy się w typowym azjatyckim wnętrzu, w pokoju albo w knajpie (choć to zdecydowanie zbyt szumne słowo) i razi nas, że pracownik zmywa naczynia w wielkiej niebieckiej beczce, zaledwie kilka kroków od nas - no cóż, wtedy pozostaje nam wsadzić nos w przewodnik i wertować strony z poleceniami dla bogatszych ;). Mnie w zupełności wystarcza to, co oferują na pierwszych pozycjach - o ile nie ma robactwa, jest czysto i mamy dostęp do ciepłej wody - jest wyśmienicie. Zwłaszcza, że to i tak warunki o niebo lepsze niż zazwyczaj przeze mnie używany namiot ;). Jeśli się zresztą odpowiednio poszuka - można i za śmiesznie niskie pieniądze znaleźć coś przytulnego. 
Na co można liczyć i za ile? Za 30-40 zł można wynająć 2-osobowy pokój z prywatną łazienką i podstawowym wyposażeniem, np. w Delhi, Agrze, Waranasi, Jaipurze, Dharamsali czy Mc Leod Ganj. W Amritsarze można ograniczyć wydatek do 20 zł, lub nawet przespać się za symboliczną opłatą w wieloosobowej sali.  Dodam, że zakwaterowanie to nie zawierało nigdy jedzenia, ale też nie spotkałam się w żadnym z tych pokojów z insektami ani zwierzętami. Wbrew temu, co się mówi o Indiach, że tanie noclegi wiążą się z materacami pełnymi pluskiew czy innego szataństwa - nam zawsze trafiał się czysty pokój, któremu ciężko było cokolwiek zarzucić. W tym miejscu zaznaczę jeszcze tylko, że mimo wszystko lepiej zabierać ze sobą własny cienki śpiwór... tak na wszelki wypadek ;) Na własne oczy widziałam, np. jak ludność z Waranasi pierze pościel hotelową w Gangesie i suszy ją później na promenadzie... a bliższej styczności ze świętą rzeką, do której wrzucane są niedopalone szczątki zmarłych - nie chcielibyście mieć.
Suszenie prania nad Gangesem. Waranasi.

Waranasi - suszenie prania.


Można więc trafić na coś zadowalającego, należy tylko... uzbroić się w cierpliwość. I w jeszcze trochę cierpliwości - tak na wszelki wypadek.  
Trzeba bowiem mnożyć kilometry i przemierzać zakurzone uliczki, potykać się na nierównym bruku, lub dreptać po piasku i zachodzić to tu, to tam z nadzieją, że znajdzie się coś odpowiedniego jak najszybciej i że właściciel nie będzie zanadto asertywny w swoich szaleńczych postanowieniach. Można byłoby skorzystać z podwózki, jednak jeśli w istocie chcemy sami podjąć decyzję co do wyboru miejsca najbliższego postoju – radziłabym sobie i innym zrezygnować z pomysłu. W przeciwnym razie zostaniemy zawiezieni do hoteliku wujka, kuzyna, brata, ojca czy przyjaciela, a w dodatku wkrótce zostaniemy przekonani, że to właśnie miejsce, którego szukaliśmy i w którym chcemy się zatrzymać. W dodatku warunki w nim są najlepsze, bo w przeciwieństwie do innych jest wygodny, czysty, komfortowy, najtańszy i oferuje nieograniczony dostęp do ciepłej wody. Niekoniecznie musi się to w jakikolwiek sposób stykać z prawdą, jednak w danym momencie nie musimy przecież mieć świadomości tego faktu. W rezultacie zostaniemy, czy nam się to podobało czy nie. Nie twierdzę, że zawsze musi to być zła decyzja, czasem można zdać się na rady Hindusów i skorzystać z oferty. Może nam to zaoszczędzić wiele trudu, jednak jeśli chcemy poszukać czegoś lepszego, lub tańszego…
No i nigdy nie przyjmujemy pierwszego proponowanego pokoju, ani pierwszej oferowanej ceny! Zawsze nalegamy na prezentację przynajmniej 2 innych wnętrz i kontratakujemy propozycją duuuużo niższej zapłaty. Możemy przy tym użyć zdolności aktorskich i postrzelać głupkowate miny, markując oburzenie, rozbawienie, zażenowanie z powodu oczekiwań hotelarza. To oczywiście, jeśli nie jesteśmy wstydliwi i pewność siebie pozwala nam na figlarne zachowania i spontaniczne reakcje. Jeśli. W przeciwnym przypadku możemy skupić się na innych metodach i np. wspomnieć o kilku innych hotelach, które właśnie odwiedziliśmy, a w których to choć warunki były porównywalne, zażądano od nas połowę niższej ceny. Warto czasem wskazać właścicielowi mankamenty i braki w wyposażeniu, oczekując odpowiedniej zniżki z racji ich istnienia. Niech wie, że jesteśmy czujni i drobiazgi także się przed nami nie ukrywają! 
Moja metoda, choć może nie tak przebojowa także dawała dość wymierne efekty. Otóż, po usłyszeniu oferty zaczynałam konsultacje z Agą po polsku – mogłyśmy sobie na spokojnie i bez obaw omówić wszystkie za i przeciw, wskazać niedoskonałości i zalety pokoju oraz ceny a także ustalić wspólną taktykę. Dzięki temu, że polskiego prawie nikt na świecie nie rozumie, miałyśmy możliwość wszystko dokładnie przegadać i podjąć odpowiednie działania. Nie musiałyśmy działać spontanicznie i szybko. Im dłużej trwała rozmowa, wzdychanie, cmoktanie, kręcenie głową (nawet jeśli większość było za niż przeciw), tym bardziej właściciel miękł i gotowy był zniżać cenę. Wystarczyło mamrotać cokolwiek do siebie, czasem nawet na zupełnie inny temat i od czasu do czasu rzucać pytanie o to czy o tamto w stronę hotelarza. Tym sposobem trwożliwy człowiek może uniknąć bardzo bezpośredniej konfrontacji, wymagającej przecież niemałej asertywności i zdecydowania i najspokojniej w świecie wytargować sobie lepsze warunki. Warunek jest jeden – musi mieć partnera do konfrontacji. Metoda może trochę dla dzikusów, ale cóż – każdy walczy, jak umie.

Pokój w Waranasi.

Pokój w New Delhi.


Widok na Himalaje z hotelu w Mc Leod Ganj.
Hotelowa posesja w Waranasi.

10 komentarzy:

  1. Witamy po przerwie:)Chciałbym,żeby wszędzie były tak tanie noclegi, bo w niektórych miejscach to już zakrawa o obłęd i to bez widoku na Himalaje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozazdrościć widoku na Himalaje :):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mało powiedziane pozazdrościć...:)
      te pokoje na zdjęciach wyglądają atrakcyjniej niż niektóre noclegi za 40zł w górę od osoby nad polskim morzem np...
      w warunkach gdzie zwiedzanie jest najważniejsze pokój schodzi na dalszy plan - oby nie zarastał brudem, miał wodę i miskę ewentualnie ;)
      jedyne co do mnie nie przemawia to te sale grupowe...nie zasnęłabym...chyba

      Bridget

      Usuń
    2. Ja z reguły nie mam problemu z zasypianiem w grupowych salach.... chyba że ktoś chrapie - wtedy jest masakra :P Inaczej jednak jest w Europie - zwłaszcza na zachodzie, a inaczej w Azji. Jak 2 dziewczyny wyruszają w taką podróż, to zawsze muszą się bardziej pilnować i mieć na baczności. W dodatku jeśli jest się tak daleko od domu i utrata bagażu może znacznie utrudnić dalsze podróżowanie - to trzeba uważać jeszcze mocniej. Dlatego tym razem i my wybierałyśmy prywatne, zamykane na klucz pokoje... :)

      ps. Dzieki Bridget, że wpadasz tutaj :):)

      Usuń
  3. Indie wzbudzają we mnie pewien... respekt. niesamowita kultura. tam dopiero ma sens wyrażenie "zarabiać na zachodzie i wydawać na wschodzie"... pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę,ze mamy bardzo podobne spojrzenie na kwestie ślubu i wesela. Ja nie ukrywam, że nigdy nie marzyłam o ślubie, więc o ile taka myśl przemknie mi gdzieś przez głowę to widzę to jedynie jako spontan np. w czasie jakiejś podróży( co ze względów formalnych byłoby chyba mało prawdopodobne;), albo bardziej realna wizja - szybki ślub, jako wstęp do kolejnej podróży i zaraz po zawarciu związku, w samochód na lotnisko. Jak pomyślę dokąd można pojechać za takie sumy, za jakie ludzie organizują wesela, to nie ukrywam,że ich nie pojmuję;)Ale kto wie, może jutro mi się odwidzi i pobiegnę po kredyt na wesele dla 100osób. Taaa, jasne;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja nie będę ładować hajsu w swój ślub, jeśli kiedykolwiek do takowego dojdzie :D

      Usuń
    2. Jeśli mogę coś wtrącić do Waszych rozważań o ślubie, to uważam, że Wasze podejście jest słuszne :) Ślub połączony z podróżą w wymarzonym miejscu jest jak najbardziej realny. Ogólnie mniej problemów, mniej pieniędzy i wyjątkowe, nietypowe wspomnienia. Mi również zawsze ciężko było pojąć, jaki jest sens wydawania takiej ilości kasy na organizowanie wesela i zapraszanie tylu gości - wszystko jednak zależy od indywidualnych preferencji, środowiska, w którym się ktoś wychował itp. :)

      Usuń
  5. hahah sprowadziłaś mnie na ziemię :D masz rację, nie jestem jeszcze kobietą. gofry były proste, ale za pieczenie bynajmniej nie będę się zabierać :D i jeszcze to zmywanie...
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawie napisane :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń