Przez zdecydowaną większość pobytu w
Indiach zastanawiałam się, skąd właściwie cała ta kolorowa i głośna otoczka wokół
tego kraju. Czy Europejczyk faktycznie może zakochać się w Indiach? Tak od
pierwszego wejrzenia?
Cóż, z pewnością. Każdy w końcu ma swoje
święte i nienaruszalne prawo do zakochiwania się w czym chce. I jak szybko
chce. Ja się jednak nie zakochałam. Bynajmniej nie od razu. Teraz, z
perspektywy roku, mogę stwierdzić, że istotnie, czuję pewnego rodzaju sentyment i sympatię. Odczuwam jakiś
nieokreślony pociąg do tego regionu świata. Na bieżąco nie wyglądało to jednak
różowo…
Będąc tam przez pierwsze dni nieustannie myślałam – czy te wszystkie rozentuzjazmowane opinie są prawdziwe i czy aby nie hiperbolizowane. Czy naprawdę Indie przyciągają, jak magnes i zachwycają na każdym kroku. Czy naprawdę mienią się tysiącem barw, zniewalają swoją kulturą i hipnotyzują ideologią? Ciężko stwierdzić, bo NA PIERWSZY RZUT OKA nic z tego nie widać tak, jak to jest opisywane. Przynajmniej ja sobie to inaczej wyobrażałam. Jeśli chodzi o kulturę, to rzeczywiście – jest widoczna i rzuca się w oczy. Charakterystycznie wystrojone kobiety, w cudownych, olśniewających sari i z całą masą pozłacanej i migoczącej biżuterii przechadzają się po uliczkach, zaś knajpek docierają do mnie zapachy regionalnych potraw, mocno okraszonych curry. Od czasu do czasu napotykamy mniejsze, lub większe świątynie, trafiamy na targi, gdzie wprost na ułożonych na ziemi gazetach – leżą warzywa i owoce, słyszymy typowo hinduską muzykę i czujemy ulatniające się z wnętrz kadzidła. Kolorowe wystawy zachęcają do oglądania, ale już takie np. targowanie się, spędza mi sen z powiek. Co jak co, ale dyskutować z nieznajomym na temat ceny to ja nie lubię... a trzeba, bo inaczej nie zdobędziemy żadnych pamiątek…
Cała ta kultura, która NA PIERWSZY RZUT OKA ma elektryzować i zniewalać, tonie jednak w ogromnym morzu brudu i bałaganu. To co, że jest kolorowo, skoro zdobne suknie niemal brodzą w odchodach pozostawionych na ulicach, zwały śmieci walają się pod nogami, zaś zewsząd wydobywa się nieprzyjemny odór… Przygnębiająca to sceneria i aż żal ściska serce na widok żebrzących dzieci, matek z maleństwami na rękach, albo przeraźliwie chudych psów. Te ostatnie szczególnie przyciągają uwagę w Waranasi. Promenadę nad Gangesem zamieszkuje ich chyba kilkadziesiąt. Trochę dorosłych osobników i cała masa maleństw. Wszystkie STRASZNIE chude… Są łagodne, nie atakują, ani nie są specjalnie nachalne. Z radością przyjmują cokolwiek, co się im rzuci do jedzenia. Całe 2 dni spędziłyśmy na kupowaniu im chleba i karmieniu. Wiadomo, że niczego to nie rozwiąże, ale jak przejść obojętnie wobec małych szczeniaczków, które w zasadzie dopiero uczą się chodzić? Fantastyczne w Indiach jest to, że zdecydowanie mniej wśród negatywnych emocji. Nie spotyka się, tak jak u nas – bezinteresownej złośliwości, wrogości ani okrucieństwa. Hindusi nie dokuczają zwierzętom, nie robią im krzywdy i traktują je po ludzku. Tak zwyczajnie, na równi. Tylko, że nie rozczulają się nad nimi za bardzo, bo jak tu się rozczulać, skoro wokół tyle biedy, że nawet ludzie nie mogą sobie pozwolić na dostatnie życie? Skoro nawet dzieci doganiają cię, żeby poprosić o niedopitą resztkę napoju w butelce… Pewnego razu w Jaipurze kupiłyśmy chleb tostowy, żeby w razie potrzeby móc coś przegryźć po drodze (byłyśmy akurat w trakcie poszukiwania czegoś nie-curry do jedzenia i okazywało się to coraz bardziej niemożliwe). Przechodząc przez ulicę, minęłyśmy gromadkę dzieci (na oko po ok. 10 lat). Kolejne kilkanaście metrów dziewczynki szły za nami, powtarzając w kółko: „Ciapatte, miss! Miss, ciapatte!” Nie było w pobliżu żadnego miejsca, gdzie akurat można było nabyć te hinduskie placki, więc pomyślałam o chlebie. Zaproponowałam, że możemy go oddać, przecież nie będzie nam już potrzebny (udało nam się wcześniej znaleźć wegetariańskiego McDonaldsa)… ona jednak bała się, że głupio oddać dzieciom suchy chleb, że na pewno nie będą chciały i będą zawiedzione… Tylko, że ONE ciągle za nami szły i nic nie zapowiadało, żeby to się miało zmienić. Zatrzymałyśmy się i wyciągnęłyśmy bochenek z plecaka. Dałyśmy go im, usprawiedliwiając się, że niestety nic więcej nie mamy, a one podziękowawszy, zabrały chleb i podzieliły się z resztą. Jak odchodziły, część już znikała w ich ustach. To dopiero widok… młodzi ludzie, cieszący się z możliwości zjedzenia chleba… w Europie niemal nieosiągalne zjawisko.
Ubóstwo, zarówno ludzi, jak i zwierząt, rzuca się w oczy już w pierwszej chwili. W drugiej, dostrzegamy, że ludzie mieszkający w Indiach, są nie tylko pogodni, mimo niedogodności życiowych, ale potrafią dzielić się swoją dobrą energią z otaczającym ich światem. Potrafią być radośni, ale co więcej, umieją żyć w zgodzie z naturą, szanować ją i dobrze traktować. Zwierząt na ulicach, w zaułkach, bramach i na dachach jest pełno i nigdy nie dzieje im się krzywda. Oto garść fotografii.
|
Małpy w Mc Leod Ganj / Dharamsala |
|
Małpy w Agra Fort |
|
Na przedmieściach Jaipuru |
|
Fort Amber |
|
dozorca, przeganiający małpy biegające po murach Taj Mahal |
|
Wiewiórka na terenie Taj Mahal |
|
j.w. |
|
Nieświęty bawół w Varanasi :-) |
|
Fort Amber |
|
Fort Amber |
|
Fort Amber |
Bardzo ciekawy artykuł. Chyba nie do końca zdajemy sobie sprawę z tego, co mamy. :)
OdpowiedzUsuńWitam, dziękuje za komentarz.
OdpowiedzUsuńDopiero zaczęłam i rozkręcam się tutaj, zobaczymy jak to będzie:)
Widzę, że byłaś w Indiach, nie ukrywam, że zazdroszczę:)
Pozdrawiam
http://twojtraveling.blogspot.com/
ta "Święta Krowa w Varanasi" z tego zdjęcia to akurat nie jest krowa, a w ogóle nie święty w Indiach bawół ;)
OdpowiedzUsuńNo cóż, może faktycznie ;) Na Twoją odpowiedzialność zmieniłam - dziękuję za poprawki :)
OdpowiedzUsuńpo chwili zadumy nad tym jak żyją inni różne problemy dnia codziennego stają się mniej ważne...
OdpowiedzUsuńśliczne zdjęcia zwierzaków :)
i jak można nie lubić curry :P
Ania
Oj, ja nie mówiłam, że nie lubię curry! :P Pierwszego dnia byłam zachwycona, ze przede mną tyle czasu jedzenia pysznych, tanich potraw ;p Potem usłyszałam "...w Nepalu dałam drade to jeść jakieś 5 dni a potem było już tylko gorzej"... no i po 3 dniach okazało się, że jest już tylko gorzej i trzeba szukać czegoś innego ;p Jednak, co za dużo curry to niezdrowo :D
OdpowiedzUsuńOd powrotu z Indii (jakieś 1,5 roku) nie wzięłam curry do ust :P
OdpowiedzUsuńAga
ale przynajmniej w takich indiach nawet byl wegetarianski mcdonald, zas w polsce ciagle takiego zjesc nie mozesz:P
OdpowiedzUsuńprzykre te widoki i takie sytuacje.
wszebor
A dlaczego ludzie w Indiach są tacy ubodzy?
OdpowiedzUsuńTeż czesto zadaję sobie pytanie "dlaczego większa część świata żyje w skrajnej biedzie?" Nie mam na nie krótkiej odpowiedzi a w politykę się nie zagłębiam, więc nie podam Ci konkretnych powodów, dla ktorych dzieje się, jak się dzieje. Nie zdziwię się, jeśli Ty jednak masz już jakieś ustalone poglądy na ten temat, Apostato :).
Usuńcudowna wiewiórka!
OdpowiedzUsuńCiekawy blog, pozdrawiam
OdpowiedzUsuń