NOCLEGI
Otóż, mogłoby się wydawać, w co
my także naiwnie uwierzyliśmy, że wyjeżdżając z turystycznej miejscowości do
mniej popularnego miasteczka, za wszystko zapłacimy grosze. Mogłoby się
wydawać, ale nie powinno! Okazuje się, że tam, gdzie w sklepie czy knajpie
możemy zaoszczędzić, zwykle zmuszeni będziemy bardzo przepłacić za nocleg. O
ile go w ogóle znajdziemy! W taką pułapkę wpadliśmy 2 razy – najpierw w Bitoli, później we wspomnianym już Prilepie. W obu przypadkach skończyło
się dziwacznie. Kiedy łaziliśmy zmęczeni po bitolskich uliczkach i szukaliśmy
jakiegoś miejsca do spania, słyszeliśmy cały czas, że wszystko jest już
wynajęte. W końcu zdecydowaliśmy się rozdzielić – ja zostałam z plecakami,
Rafał poszedł poszukać czegoś dalej. Bez skutku. Gdy znów się spotkaliśmy i
zastanawialiśmy się, co dalej robić – pewien pan spytał nas czy nie
potrzebujemy pomocy. Potrzebowaliśmy. Skorzystaliśmy więc chętnie z jego dobrej
woli i jesteśmy mu bardzo wdzięczni, bo tej burzowej nocy (zmarznięci po
wcześniejszej burzy) bardzo nie chcieliśmy spać na dziko. Po obdzwonieniu
wszystkich możliwych kontaktów, powiedział, że najtańsza póki co opcja (i
jedyna możliwa) to 20 e… Zatkało nas, bo myśleliśmy, że w tym mieście wykpimy
się, płacąc góra po 4 e. Nasz budżet nie przewidywał już takich wydatków.
Musieliśmy odmówić. Nasz gościnny znajomy, który uprzednio zaprosił nas do
baru, nakarmił i napoił, zapłacił nam za pół tego noclegu, tym samym ratując
nas przed przewalającymi się po niebie piorunami! W Prilepie nie udało
nam się przespać w ogóle – nie znaleźliśmy NIC. Klienci knajpki powiedzieli nam o
czymś, gdzie można spać, ale ceny, które wymienili także były zaporowe.
Zdecydowaliśmy zmykać, zwłaszcza, że miasto okazało się mało przyjazne turystom
a to ze względu na liczne grupki żebrzących cyganów (?), których dzieci w
pewnej chwili uwiesiły się Rafałowi na ramieniu, utrudniając w ogóle poruszanie
się. Nie chcieliśmy utknąć tam w nocy, ale jako że był już wieczór, obawialiśmy
się też, że idąc na wylotówkę, będziemy musieli przedrzeć się przez slumsy. W
rezultacie dojechaliśmy na koniec miasta taksówką za 100 denarów (1 km – 25
den) i przespaliśmy się przy jakiejś wiosce. Nawiasem dodam, że dotarcie tam
także nie było zbyt proste, bo kiedy w końcu znaleźliśmy kogoś, kto włada
angielskim nie bardzo chciał zrozumieć czego od niego chcemy. Myślę nawet, że
ostatecznie był trochę przestraszony, wioząć nas w nocy na przedmieścia.
Zwłaszcza, że kiedy z ulgą oznajmił, że w TYM miejscu miasto się kończy – Rafał
stwierdził, żeby zawiózł nas jeszcze z kilometr dalej donikąd. Jak już w końcu
uznaliśmy, że miejsce nam odpowiada i że może się zatrzymać – kazał nam nie
szukać końcówki kwoty :D.
Reasumując, w mniejszych
miejscowościach w Macedonii, trudno jest z legalnym noclegiem. Albo rozbijasz
się na dziko w lasku w środku miasta, albo pod miastem, albo nie śpis z
wcale, albo przepłacasz nieziemsko. Niestety infrastruktura turystyczna nie
jest jeszcze tak rozwinięta, jak byśmy tego chcieli.
W Skopje nie ma z tym problemu. My spaliśmy w bardzo przyjemnym City
Hostel za 7 e za osobę. Znajduje się on przy ul. Tome Arsovski i jest obecnie
chyba najtańszym możliwym miejscem dla przyjezdnych. Prowadzi go bardzo
przyjazny gospodarz, który wieczorami przesiaduje w ogródku razem ze swoimi
gośćmi, daje im dobre rady i wskazówki i prowadzi długie, ciekawe dyskusje.
Mieliśmy przyjemność w nich uczestniczyć, popijając przy tym powitalną rakiję J.
W cenę noclegu wliczone są śniadania (szwedzki stół: jajka na twardo, chleb,
mleko, płatki, dżem, kawa, herbata).
Pokój w City Hostel. |
W Ochrydzie jest cała masa miejsc noclegowych, zarówno w ścis łym
centrum i na starówce, jak i w okolicach dworca. Są też hostele, ale są droższe. Nie ma problemu ze
znalezieniem pokoju – bez względu na to, czy staniemy z plecakiem na środku
deptaku czy będziemy szli drogą z dworca – ktoś zaraz nas zgarnie. Na drogach
wlotowych do miasta także zobaczyć można całe mnóstwo osób z kartkami: „Rooms”.
W zależności od lokalizacji ceny powinny wahać się w granicach 5-7 e (chyba, że
szukamy czegoś „super”). My dwa razy spaliśmy w różnych miejscach, raz na
starym mieście, raz 10 min od niego – za każdym razem płaciliśmy po 6 euro. W
prywatnych pokojach standard jest różny, ale każdy może wybrać coś dla siebie.
Zawsze warto się targować, bo konkurencja jest ogromna, więc gospodarz na pewno
będzie walczył o klientów i tak łatwo ich nie wypuści. Należy też uważać na
opłaty dodatkowe, takie jak „touris t tax”
(czyli taka opłata klimatyczna), niewymieniane zazwyczaj przy pierwszej
reklamie nis kiej ceny. Nie dajmy się na to
nabrać, bo z łatwością można wymóc na właścicielu rezygnację z dodatkowych
zysków (w końcu – zawsze możemy pójść „poszukać czegoś innego…”).
Nasz "bezcenny" apartament w Ochrydzie, który mimo zapewnień, że normalnie udostępnia go za 40 e (taa, jasne), właścicielka wynajęła nam za 12 e do podziału na 2 osoby. ;) |
Czy nocowanie "na dziko" w Macedonii jest bezpieczne?
Tak jak wszędzie – jeśli nie
rozbijamy się z namiotem w środku miasta, w okolicach slumsów czy podejrzanego
towarzystwa i robimy to z głową, szukając spokojnego miejsca (zwłaszcza jeśli
nikt nas nie widzi) – jest bezpieczne. Nie spotkaliśmy się w ogóle z żadnymi
przejawami agresji czy złej woli, nikt nas nigdy nie napadł (ani nie próbował)
i każdy miło reagował widząc nas rano, zwijających namiot. Generalnie więc
(choć gwarancji nigdy nie ma) – jest jak wszędzie – jeśli uważamy – raczej nic
nam się nie stanie.
Nasz pierwszy nocleg w Macedonii. 40 km przed Skopje, na polu tuż przy autostradzie :). |
NOCLEG MIESIĄCA – KANION MATKA.
Mało kto o tym wie, bo informacje
w Internecie są na ten temat skromne, że tuż pod Skopje, w osławionym z racji
swego piękna Kanionie Matka, backpacker może przespać się za darmo w
niezapomnianej scenerii. Przełęcz z widokiem na jezioro (i knajpko-hotel) w
dole, na góry – w górze ;p i na cerkiew św. Nikolai – obok. Jak nam wiadomo od
wspominanego wcześniej informatora Bogusia – można tam dostać dach nad głową i
łóżko. Kiedy my tam przybyliśmy, wszystko było wprawdzie zamknięte na kłódki i
ludzi ani śladu (więc i o łóżkach należało zapomnieć), ale nocleg i tak był
fantastyczny. Obok kościółka są dwa domki, ogródek, który w podzięce dla Matki
Natury solidnie podlaliśmy, dwie wiaty i murowany WC. Teren jest ogrodzony i
prowadzą do niego 3 bramki (choć w zasadzie jedna prowadzi na wątpliwą drogę na
skały, więc nie wiem, czy wiele osób z niej korzysta ;p). Na środku jest
źródełko z pitną wodą, w dodatku z racji temperatur jest dość ciepła, więc
można zrobić sobie prysznic (sprawdzane na własnej skórze ;) ). Toaleta i wiaty
zaopatrzone są w elektryczność, można więc zapalić światło i nawet naładować
telefon – trzeba tylko przekręcić włącznik, żeby puścić prąd (no i nie
zapomnieć o wyłączeniu wszystkiego, kiedy będziemy odchodzić). Podłoże jest
równe, można więc spokojnie rozłożyć namiot, lub same karimaty i spać
spokojnie. Chyba, że kogoś niepokoją szmery i szelesty powodowane przez małe
zwierzątka, przemykające nocą tu i ówdzie – wtedy lepiej jednak spać w namiocie
– trochę chroni, ale przede wszystkim tłumi hałasy ;). Do późna słychać
klimatyczny jazzik dobiegający z dołu, a widok w nocy i o poranku jest po
prostu nieziemski.
Jeszcze jedno - podobno należy uważać na żmije, ale my żadnej nie widzieliśmy ;).
Jeszcze jedno - podobno należy uważać na żmije, ale my żadnej nie widzieliśmy ;).
Tak wyglądał nasz nocleg - spaliśmy w tej wiacie po prawej :). |
Okolice cerkwi. |
Podlewamy papryczki :). |
Teraz UWAGA - nocleg przy cerkwi jest bezpieczny, po pierwsze dlatego, że jest dość wysoko, więc małe są szanse, że ktoś przyjdzie do strudzonych "nic-nie-mających plecakowiczków" a po drugie dlatego, że mamy szanse trafić na dzień, kiedy w zabudowaniach ktoś będzie przebywał.
Nasz gospodarz w hostelu w Skopje ostrzegał nas jednak przed nocowaniem na dole kanionu i kategorycznie zabraniał nam biwakować na jego początku (tam, gdzie jest tak dużo samochodów i cała masa turystów). Uzasadniał, że z powodu bliskości wioski, wieczorami może być nieprzyjemnie, jako że kręci się tam sporo podejrzanych osób (nie-Macedończyków). Nie wiem - nie chcieliśmy tego sprawdzać. Przekazuję, co usłyszałam.
Jak się tam dostać?
Kanion Matka |
Ze Skopje jedziemy do Kanionu
Matka autobusem nr 60 (odjeżdżają z dworca co ok. 1,5 godz.). Kupujemy bilet za
35 denarów i wysiadamy na ostatnim przystanku. Idziemy (ok. 20 min.) asfaltową
drogą pod górę, mijamy tamę i docieramy do wcześniej wspominanej restauracyjki
i cerkwi św. Andrzeja. Tam, w przystani prosimy o przeprawienie nas na drugą
stronę jeziora – kosztuje to 60 denarów (1 e) i w cenę wliczony jest rejs z
powrotem (wystarczy potem zawołać, albo uderzyć w gong). Potem wspinamy się pod
górę. Trasa nie jest długa, ale dłuży się w zależności od ciężkości plecaka i
temperatury. My wchodziliśmy jakieś 30-40 min (przy czym schodzenie z plecakiem
jest dużo bardziej destrukcyjne dla stawów kolanowych i nawet kije trekkingowie
nie są w stanie temu zapobiec). Tyle. J Pamiętajcie jednak,
żeby pozostawić to miejsce w takim stanie, w jakim je zostawiliście. Śmieci
zabieramy ze sobą, wyłączamy elektryczność i nie nis zczymy
tego, co tam jest. W końcu po nas przyjdą tam inni.
Wypas - jak zwykle bardzo fajnie!
OdpowiedzUsuńWik
Tylko przejeżdżałam przez Macedonię, ale zdecydowanie chce się tam wybrać.Teraz jeszcze chętniej:)
OdpowiedzUsuńmyślicie, że ten nocleg nadal tam jest aktualny?
OdpowiedzUsuńA to zależy, o który nocleg pytasz ;)
Usuńsuper z glowa napisany teks. cala masa najwazniejszych informacji. Dziękujemy!
OdpowiedzUsuńRoch i Magda :)
Dziękuję :) Mam nadzieję, że się przydadzą :).
UsuńHej a nocleg w tamtej okolicy dla motocyklisty z plecaczkiem?
OdpowiedzUsuńW tamtej okolicy, czyli gdzie? W Kanionie Matka? Generalnie tak, o ile zostawisz motor na dole i wespniesz się na górę ;-). Myśmy się wtarabaniali z kilkunastokilowymi plecakami, także wszystko jest do zrobienia.
UsuńPrzestrzegano nas jednak, że na dole mogą być węże.