30.09.2012 r.
Dzień dobry, moi drodzy! :)
Dzień dobry, moi drodzy! :)
Dziś porozmawiamy o transporcie, czyli o tym, bez czego żadna podróż obyć się nie może. Ponieważ kwestie poruszania się po danym kraju, czy też krajach sąsiednich (żeby w ogóle dotrzeć do celu) są tak istotne (a jednocześnie różne dla każdego regionu), zacznę od poświęcenia poniższego miejsca Macedonii.
Spisujemy dziennik. |
AUTOSTOP
Autostop, jak to zwykle bywa w krajach około-bałkańskich,. zachwycił nas swoją szybkością i łatwością łapania. Szybkością, oczywiście w znaczeniu spędzonego przy drodze czasu, niekoniecznie samego poruszania się (ale nie to przecież jest najważniejsze ;) ). Okazało się, że samo podróżowanie tym sposobem jest nie tylko proste, bezpieczne i przyjemne, ale bardzo często wiąże się ze wspominanymi już wcześniej bonusami (patrz: tutaj).
Krótko stoimy z wyciągniętym kciukiem i dość szybko się przemieszczamy. Musimy trzymać się tylko jednej zasady, by uniknąć długotrwałego utknięcia gdzieś na środku rozgrzanej do niemożliwości asfaltowej drogi. Mianowicie: kiedy już złapiemy samochód – wsiadamy do niego i jedziemy. Bez względu na to, czy jedzie 10 km, czy dalej. W Polsce, czy Europie zachodniej takie decyzje mogą być brzemienne w skutkach, bo czasem lepiej jest dłużej pozostać w jednym miejscu, zwłaszcza, jeśli jest dogodne, niż przemieszczać się niewiele dalej (więcej o autostopowaniu napiszę przy kolejnej okazji). Zasada ta tyczy się także (a nawet ZWŁASZCZA) macedońskich autostrad! Nauczyliśmy się tego, że tak to ujmę: na własnym błędzie:
Jechaliśmy z pewną węgierską rodziną, od połowy Węgier, poprzez Serbię, aż do okolic Skopje (oni zmierzali dalej, do Grecji) i kierując się doświadczeniem wysiedliśmy na jednej z ostatnich stacji benzynowych przed stolicą, żeby móc wygodnie łapać samochody następnego dnia, rano. Kiedy po noclegu na polu, przy ulicy, wstaliśmy o wczesnej porze i udaliśmy się na wylot ze zajazdu, nawet nie podejrzewaliśmy, ile czasu tam spędzimy. Staliśmy, przez pierwszą godzinę, łapiąc „na kciuka”, przez drugą „na kartkę”, przez trzecią na to i na to. W upale, podgrzewani przez wschodzące coraz bardziej do pionu słońce, smażyliśmy się szybko i zaczynaliśmy powoli zamieniać się w skwierczące skwarki. Całe szczęście, że w odległości 5 metrów od nas znajdował się kran z zimną wodą, bo to właśnie on stał się bohaterem tamtego poranka, chroniąc nas od przeistoczenia się w czarne węgielki. Co 15 min, dosłownie, brałam w nim prysznic, obficie zraszając się wodą, by obniżyć bliską 40 stopniom temperaturę własnego ciała. Rafał był twardszy, moczył sobie tylko ręce i uparcie twierdził, że nie potrzebuje więcej rześkości… ale - Rafał to Rafał, z nim już jakoś tak dziwnie jest, że nie docenia zbawiennych właściwości chłodnej wody ;). W tych piekielnych warunkach upłynęły nam przynajmniej 4 godziny. W tym czasie zatrzymało się też parę osób, które jechały 20 km bliżej, niż nasz cel a my, bojąc się, że nie będziemy mieli gdzie stopować na autostradzie – rezygnowaliśmy. Wreszcie, po niekończących się próbach uznaliśmy, że musimy ruszyć się gdziekolwiek, bo gorzej już nie będzie. Nie było. Wysiedliśmy na środku drogi (tam, gdzie nie wolno), za zjazdem do miasta, podeszliśmy do wyjazdu z tegoż i złapaliśmy 1. jadący samochód. Do Skopje.
Prosty wniosek z tego taki, że w Macedonii autostopujemy WSZĘDZIE. Nie ma tam (póki co) ograniczeń takich, jak autostrada czy droga ekspresowa. W każdym razie nikt ich nie przestrzega a ludzie chętnie się zatrzymują. Zdecydowanie łatwiej jest załapać się na podwiezienie, stojąc na środku ulicy szybkiego ruchu, niż na parkingu, czy benzynówce. Ruch jest zresztą dość niewielki (przynajmniej, jak na takie miejsca), więc zahamowanie nie nastręcza trudności ani nie stanowi niebezpieczeństwa. Dodatkowym atutem jest brak super-wypasionych aut, które gnają z prędkością światła. Przeważają normalne i starsze samochody (b. dużo zabytkowych już dziś ład), raczej brak luksusowych rakiet. To wszystko sprawia, że nie grozi nam przejechanie z powodu niezauważenia a im nie grozi przegapienie nas. Zatrzymać się nie jest trudno a i mam wrażenie, że przyjemnie – zawsze to przecież okazja do poznania drugiej osoby. W grę wtedy wchodzi pogawędka, czasem zaproszenie na kawę czy piwo (o czym już wcześniej wspominałam). Jeszcze jedna uwaga: łapiemy „na kciuka”, nie „na kartkę” – z wyżej opisanych powodów.
Z uwag praktycznych – nigdy, przenigdy nie wybierajmy się na wylotówkę bez dostatecznej ilości wody i chusty/kapelusza na głowę, bo gorąco bijące zarówno z nieba, jak i z nagrzanej ulicy jest mordercze. Najgoręcej latem jest w godz. 15:00-17:00 i wtedy powinno się szczególnie uważać (bo przecież zawsze możemy mieć pecha i musieć dłużej czekać na naszego kierowcę). I jeszcze jedno: w M. napoje na stacjach benzynowych, w małych sklepikach i dużych supermarketach kosztują tyle samo – nic nie przepłacamy – nie warto więc wszystkiego dźwigać na plecach ani szukać tańszej opcji.
Istnieje jedna zasadnicza zaleta autostopowania w tym bałkańskim kraju – w przeciwieństwie do większości naszych polskich kierowców, u Macedończyków raczej nie jest popularne stwierdzenie: „ja tu skręcam (w domyśle: dojdziecie sobie te kilometry…)”. Nie twierdzę, że każdy, kto podwozi ma obowiązek podwozić do dogodnego dla nas miejsca, ale jednak miło jest, gdy ktoś poświęci minutę własnego czasu a nam zaoszczędzi godziny męczarni z ciężkim plecakiem, w mieście, którego nie znamy. Doceniamy to tym bardziej, że nasi gospodarze podrzucali nas prawie zawsze jak najbliżej naszego celu i ułatwiali nam podróż.
Polecam. Naprawdę jest bezpiecznie.
TAKSÓWKI
Są zadziwiająco niedrogie, jak na nasze studenckie kieszenie. Do tego stopnia, że zdarzyło nam się z nich korzystać. Z City Hostel w Skopje, do dworca autobusowego zapłaciliśmy 100 den – ok. 6-7 zł (1 km – 25 den). Z centrum Prilepu, na wylotówkę (w sumie 1 km za nią) podobnie (to musi zresztą o czymś świadczyć, jeśli człowiek może sobie pozwolić na pojechanie taxi na wylot ;) ). Należy jednak uważać, jak wszędzie, na naciągaczy. Kierowcy, jak w każdym kraju, starają się zarobić, jak najwięcej, dlatego nie oprą się możliwości oskubania turysty. W hotelu słyszeliśmy o przypadku, w którym od poznanego przez nas Szweda zażądano zamiast 1 euro – 3, a kiedy płacił większym banknotem – wyłudzono jeszcze dodatkowe 2… Podobnie zresztą próbowało się wydarzyć, gdy my staliśmy na nieszczęsnej stacji i próbowaliśmy dostać się do miasta – za odległość 40 km, taksówkarz, który do nas podjechał, próbował wytargować 25 euro (zamiast jakichś 10)!
AUTOBUSY
Dworzec w Skopje znajduje się tuż koło dworca kolejowego, niedaleko centrum. Budynek wewnątrz urządzony jest dość nowocześnie, jest punkt informacyjny, sporo kas i biur sprzedających bilety na dalsze trasy. O oferty lepiej pytać w poszczególnych miejscach. Cały teren podzielony jest na pół – po lewej są stanowiska dla pojazdów dalekobieżnych, a po prawej przystanki komunikacji miejskiej. Bilety na przejazdy jedno- i dwu-strefowe kupuje się w białych budkach ustawionych na granicy chodnika i stanowisk (odpowiednio 30 i 35 den). W pobliżu jest też duża rozpiska tras poszczególnych nr autobusów (w cyrylicy). Samo miejsce jest niezwykle głośne (dach powoduje b. uciążliwe echo), bo większość silników jest „na chodzie”, do tego duszne i śmierdzące…
Ogólnie jednak komunikacja miejska działa bez zastrzeżeń, autobusy i busy jeżdżą dość sprawnie, są tanie, choć nie najszybsze.
Przykładowe trasy i ceny (w razie, gdyby ktoś nie był zainteresowany autostopem):
Skopje – Kanion Matka: autobus miejski nr 60, cena: 35 den.
Na koniec jeszcze jeden smaczek:
Rozkład jazdy na dworcu kolejowym w Skopje. |
Tez nie rozumiem ludzi, którzy nie wiedzą, do czego służy cudownie zimna woda w gorące dni... ;) polewają sobie tylko nadgarstki, zamiast zmoczyć koszulkę, głowę i co nie tylko.
OdpowiedzUsuńTo pisałam ja- Aga :)
OdpowiedzUsuńwoda jest mokra! dlatego jej nie lubie:P
OdpowiedzUsuńW.
Rafał, Ty jesteś niereformowalny :P i my Cię nie rozumiemy :P
OdpowiedzUsuń