wtorek, 18 września 2012

Pociągi w Indiach - fenomen sam w sobie.


         Witam Was bardzo serdecznie! 
      Dzisiejszą notkę poświęcam ponownie Indiom, wyłamując się z rozpoczętego cyklu o Macedonii. Zabieg ten jest konieczny, ponieważ dopiero wróciłam z Jordanii i potrzebuję trochę czasu na zregenerowanie sił i stworzenie nowych wpisów. Tymczasem mam nadzieję, że zainteresuje Was tekst o ... pociągach. Czytajcie :).




  
        Pociągowe zwyczaje hinduskie w porównaniu do naszych wydają się dość zabawne i czasem szokujące. Same wagony typowych nieluksusowych pociągów wyglądają podobnie do naszych, starych polskich wagonów, lekko pordzewiałych, brudnych, blaszanych. Takie same ogromne okna, które nie zawsze się otwierają i podobne wnętrza. Tylko szerokość i długość pojazdu jest nieco większa, bo i tory kolejowe rozstawione są szerzej i liczba wagonów wyższa, co daje czasem nawet 1 km długości. W przedziałach klas z klimatyzacją i miejscami sypialnymi (AC2, AC3) wymagana jest wcześniejsza rezerwacja* miejsc. Każde łóżko wyznaczone jest dla konkretnej osoby – listy pasażerów umieszczone są przy drzwiach wejściowych każdego wagonu, zaś przy imieniu i nazwisku widnieje dokładny „adres” miejscówki. Należy zawsze przybyć przynajmniej kilkanaście minut wcześniej, żeby mieć czas na znalezienie swojego przydziału. Może to być co najmniej męczące, gdy przyjdzie zmierzyć się z ogromnym, kilkusetmetrowym kolosem, ale przynajmniej wszystko jest precyzyjnie opisane, ustawione w kolejności tak, żeby przynajmniej było wiadomo, w którą stronę biec (z czym z kolei nie zawsze mamy do czynienia we własnym kraju…). Po „zakwaterowaniu” się na siedzeniach, jesteśmy co chwilę raczone propozycjami sprzedaży: a to soczków/ napojów gazowanych/ wody/ kawy/ herbaty a to ciastek/batoników/chipsów/ kanapek, a to zabaweczek/ krzyżówek/ gazetek/ gier… co chwilę przechodzi kolejna (albo w kółko ta sama) osoba (czasem wszyscy po kolei [a potem od nowa]) i pyta, zachęca, pokazuje, ogłasza… Jeśli pomyślałby ktoś, że zapomniał się w coś zaopatrzyć i będzie cierpiał męki pragnienia przez całą noc, to jest w błędzie. Zdąży odkupić i jeszcze pięć razy pożałować, że nie potrzebuje więcej, bo w końcu człowiek nabiera przeświadczenia, że jeśli w końcu coś kupi - farsa się skończy i wreszcie wszyscy przestaną chcieć go uczynić swoim klientem roku. Jeśli przybyliśmy wcześniej, niż to było konieczne (tak po prostu, dla bezpieczeństwa), doświadczamy wyżej opisanego aż do ostatniej minuty przed odjazdem. Następnie przychodzi kolej na konduktora, który z wielkim rejestrem przemierza wszystkie przedziały i sprawdza tożsamość podróżnych. Wymagane jest wówczas okazanie dokumentów i paszportu z ważną wizą. Dopiero po tym ceremoniale można odetchnąć i poczuć się pełnoprawnym i legalnym „gościem na pokładzie”. Wagony sypialne oddzielone są od reszty pociągu i niemożliwe jest przechodzenie pomiędzy poszczególnymi częściami pojazdu. Sam pociąg przy całonocnych, długich trasach zatrzymuje się niezwykle rzadko – co kilka godzin. Bywa, że przejazdom towarzyszą ogromne opóźnienia, często nawet kilkugodzinne, ale zdarza się także (tak jak w naszym przypadku), że docieramy do stacji szybciej, niż się tego spodziewaliśmy. Warto wtedy być gotowym trochę wcześniej („trochę” dla nas znaczyło: „godzinę”), obudzić się, wstać, spakować i śledzić przebieg podróży, bo przecież – jeśli nie zdążymy wysiąść – następna stacja trafi się dopiero za kilkaset km.


Lista z nazwiskami pasażerów.

Druga część załogi ;) - Aga na stacji kolejowej.

         Jeśli chodzi o wygląd takich wagonów, to składają się one z boksów, oddzielonych od siebie ściankami, ale niezamykanych na drzwi. Boksy te są odpowiednio, zależnie od rodzaju klas: 4–, 6–, 8–osobowe, przy czym w przypadku tych ostatnich układ jest następujący: w większej części „pomieszczenia” pod ścianami ustawione są dwie 3­­-piętrowe kuszetki, zaś na ścianie prostopadłej znajdują się jeszcze 2 łóżka. Obie części oddzielone są od siebie zasłonami, pomiędzy częściami przebiega korytarz, którym przechodzi się do wyjścia lub toalety pociągowej. Ponieważ nie ma tam żadnych zamykanych skrytek na bagaż, a torby i walizki trzymane są z reguły pod najniższą pryczą, niektórzy przymocowują je do metalowych uchwytów i rurek łańcuchami, i kłódkami. W przypadku, gdy ktoś, jak my, ma materiałowe plecaki a nie walizki na kółkach z twardych tworzyw – może mieć problem, bo przecież: cóż to za kłopot w przecięciu pasków. Jeśli ktoś jest odważny, ma tę pewność i mocne nerwy, że uda mu się smacznie zasnąć – może pozostawić swoje rzeczy razem z innymi i nie przejmować się za bardzo – w końcu szanse na kradzież przy tak rzadkim zatrzymywaniu się na stacjach i nieotwierających się oknach (klimatyzacja bądź wentylatory załatwiają sprawę) prawdopodobieństwo jest niewielkie. Kiedy jednak poobserwujemy „tubylców” (co jest najlepszą metodą na poznanie wszystkiego, począwszy od wybrania najlepszej jadłodajni, skończywszy na zasadach bezpieczeństwa na drodze), widzimy, że oni nie wahają się przed zakładaniem zabezpieczeń i zamykaniem na klucz swoich toreb. My bierzemy więc swoje (na szczęście jeszcze w połowie puste plecaki) na górę, pod głowę i śpimy, mając je po prostu w pobliżu. Na szczęście łóżka są na tyle długie i dość szerokie, że nie powoduje to niewygody. Tak jest przynajmniej w moim przypadku i wtedy w duchu dziękuję, że nie jestem zbyt wysoka.

         Klasa tzw. II tylko z nazwy kojarzy się z naszą, co mogłoby zmylić niektórych i skłonić do kupna biletów na dłuższą trasę. W rzeczywistości jednak wagony są wieloosobowe, nie mają żadnego podziału na mniejsze jednostki, zaś miejsca w nich są jedynie siedzące i twarde. Nie trzeba jednak rezerwować na nie miejscówek. Jakkolwiek w polskich warunkach można bez większych problemów spędzić noc w przedziałach II klasy, tak tutaj jest to, co najmniej niewygodne i, co najmniej, nie do końca bezpieczne. Na całonocną przejażdżkę dyskomfort nie wart jest ceny, bo przecież ceny biletów na przejazd sypialny dla ludzi z zachodu (nawet tego biedniejszego) są zupełnie akceptowalne. Najbardziej II klasa szokuje wyglądem zewnętrznym – okna sprawiają wrażenie, jakby nie miały szyb (a może nie mają?), zabezpieczają je jedynie poziome pręty żelazne w liczbie 3-4, które stanowią rodzaj zapory. Z otworów tych wyzierają na perony dziesiątki męskich głów, stłoczonych jedna przy drugiej w półmroku tak, że tylko oczy im się błyszczą od słońca.

          Oczywiście, zapewne warto spróbować wszystkiego, ale może przejażdżki w ciemnościach. W innych warunkach podróżowanie miejskimi, typowymi dla miejscowych, środkami transportu stanowi nie lada rozrywkę, tudzież ciekawe doświadczenie, które zapadnie w pamięć na długo. O tym jednak nieco później…


 

          Wracając do nietypowości zachowań, przyciąga uwagę zwłaszcza fakt, że Hindusi, w przeciwieństwie do nas, sprawiają wrażenie, jakby fakt spędzenia całego dnia w pociągu zupełnie nie stał na przeszkodzie dla odprawienia wszystkich, codziennych czynności. Zwłaszcza dobrze widać to na przykładzie spożywania przez nich posiłku. W tym momencie nasze skromne bułki z czymś w środku wypadły zdecydowanie blado, zaś napój w butelce, co najmniej nieelegancko... O jednej porze cała kilkuosobowa rodzina usiadła w jednym gronie, twarzami zwrócona do siebie, zaś kobiety zaczęły wydobywać z pakunków liczne pudełka i paczki. Trwało to dość długo, zanim wyjęły wszystko, odfoliowały, odwinęły z papierów, pootwierały i zabrały się do rozdzielania. Nie pamiętam dokładnie, ile tego było, ale istotne jest to, że we wszystkich tych paczkach mieściły się poszczególne, gotowe składniki pełnoprawnego obiadu. Każdy dostał jakiś talerzyk czy miseczkę i z każdego pojemnika otrzymywał trochę „czegoś”. Był ryż, kotleciki, mieszanka warzyw w sosie, inny sos, pierożki i jeszcze inne, różne dodatki. W jednej chwili całe wnętrze wypełniło się aromatem indyjskich przypraw. Spożywali posiłek, nabierając pokarm prawą dłonią. Nie używali sztućców, ale zbierali to, co było na talerzu i zlepiali to w mniej, lub bardziej zgrabne kulki, po czym właśnie te kulki zabierali i jedli. Na koniec uczty wytarli jedynie dłonie w wilgotne ręczniki, spakowali wszystko i jechali dalej, jak gdyby właśnie nie zrobili nic niezwykłego! Dodatkowym faktem, zwracającym uwagę, było picie wody z kubków – nie przykładali ich do ust, ale nalewali sobie wodę, trzymając naczynie 2-3 cm wyżej. Zachowaniu higieny nie przeszkadzało to, że chwilę wcześniej opierali na krawędziach kubków dłonie, którymi jeszcze chwilę wcześniej obejmowali swoje stopy, którymi z kolei jeszcze chwilę wcześniej boso chodzili po całym pociągu, żeby umyć ręce… ;)



* Nasze bilety kolejowe Aga rezerwowała jakieś 3 miesiące przed wyjazdem. Należy to zrobić za pomocą internetu i z góry opłacić, np. tu: http://www.cleartrip.com/trains . W przeciwnym razie możemy mieć spore problemy ze znalezieniem dla siebie miejsc w klasach sypialnych, a na całonocne ogromne dystansy wydaje się to być rozsądne rozwiązanie. Dzień przed odjazdem odwiedziłyśmy stację kolejową w Delhi i widziałyśmy ogromne kolejki ludzi, którzy usiłowali kupić dla siebie bilety - istnieje taka możliwość, dzięki specjalnej ich puli, zwanej Tatkal Quota, która jest udostępniana w kasach na jeden dzień przed odjazdem. Z jednej strony umożliwia to podróż roztargnionym turystom w różnych losowych przypadkach, ale wiąże się też ze stratą dużej ilości czasu. Aby zaoszczędzić nerwy, godziny i energię - naprawdę lepiej zrobić to z domu.

UWAGA - niech nikogo nie zmyli wdzięcznie brzmiąca nazwa wagonu "sleeper 2nd class". Jeśli spodziewamy się tam przytulnych pociągowych kuszetek - możemy się nieźle zdziwić. Jest to rodzaj wspólnego przedziału dla wszystkich, z twardymi leżankami, bez pościeli i odrobiny prywatności. W dodatku raczej dla tubylców, niż turystów. Przy wyborze miejsc, decydujmy się raczej na AC2 (AC Sleeper 2 tier) lub AC3 (AC Sleeper 3 tier) - przy czym ta druga opcja jest tańsza a w zupełności wystarczająca (w przypadku pierwszej na jednej ścianie mamy 2 łóżka, w przypadku drugiej -3).

4 komentarze:

  1. Hmmm myślę, że te pociągi są bardzo podobne do pociągów na wschodzie z wagonami tzw. "płackartnymi". Z opisu wygląda to bliźniaczo podobnie. Tylko, że tam pod dolnymi łóżkami były małe schowki, w których mieściły się małe walizki lub duży plecak. Ale też trzeba było zwracać uwagę na bagaż. Okna tak samo nieotwierane, tyle, że nie było klimatyzacji :P słyszałem, że latem potrafi być niezły piekarnik. Aha, i nie ma firanek między boksami.

    Wik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak nie było klimy, to z pewnością latem nei jest słodko :P Mam nadzieję, że chociaż ogrzewanie zimą działa...

      Usuń
  2. II klasa sleeper to akurat najlepsza opcja dla podróżujących z plecakiem ciekawych tego kraju i ludzi tam mieszkających, tanio, ciekawie i egzotycznie :) Wyższe klasy są nudne i duuużo droższe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak i nie. Jak jedziesz w podróż jako dziewczyna/y, to czasem lepiej wybrac "nudniejszą" opdcję i spać spokojnie, a potem korzystać z dnia, niż plakac, ze cos się stalo. ;)

      Usuń